ford focus rs 1

#furawminute – historia prawdziwa | Dzienniki październik #01

Rozpędzony Ford Focus RS wpada na placyk na torze Kielce. Mocno dohamowuje, przygotowując się do kręcenia bączków. Ja stoję obok z kamerą. W tym momencie widzę, że z dachu samochodu zlatuje jakiś niewielki czarny prostokąt. Kamera? Nie. To mój telefon. Ląduje na ziemi i ślizgiem pokonuje kilkanaście metrów. Uderzenie o gładki asfalt toru Kielce nie kończy jego żywota, to, co dzieje się później już tak

Mój telefon po wspomnianym, długim ślizgu zatrzymuje się dokładnie w miejscu, w którym kilka sekund później Focus RS zaczyna kręcić bąki. Widzę jedynie, jak znika pod wirującym tylnym kołem, by po chwili wystrzelić spod niego w kolejną kilkunastometrową podróż. Tej już nie przeżyje. Wszystko dzieje się za szybko, nie mogę nic zrobić. Stoję więc… i dalej nagrywam, bo nie ma czasu na duble.

Po wszystkim zbieram telefon z asfaltu. Rozbity w drobny mak wyświetlacz zaklejają smugi jeszcze ciepłej gumy Goodyeara. Rzucam parę przekleństw (wyciąłem je z poniższego filmu), ale jednocześnie gdzieś z tyłu głowy pojawia się dziwnie satysfakcjonująca myśl: kurcze, to była naprawdę imponująca śmierć. Lepszej nie mógł mieć. Poległ w akcji.

W ten sposób zakończyło się kręcenie najnowszego odcinka #furywminute z Focusem RS na torze Kielce. Odcinek, który mogłem dla Was nagrać dzięki wsparciu Goodyeara (gdyby ktoś jeszcze nie zauważył). W pośpiechu, ogarniając dwie kamery i wszystko dookoła, telefon zostawiłem na dachu samochodu. Zorientowałem się dopiero, kiedy zobaczyłem go w powietrzu. To nie był przyjemny widok, bo to dosyć nowy telefon. Był.

Wychodzi na to, że odcinek z Focusem RS był najdroższym spośród wszystkich 21 #furawminute, które dla Was nagrałem. Najważniejsze jednak, że nagranie udało się doprowadzić do końca i mogę zaprezentować Wam efekty.

A skoro już przy #furawminute jesteśmy

Cały cykl rozpoczął się bardzo niewinnie. Wpadłem na pomysł krótkich, dynamicznych testów wideo, które chciałem publikować na Instagramie. Instagram pozwala wrzucać wideo o maksymalnej długości 60 s i tego się nie przeskoczy. Podjąłem wyzwanie.

Z założenia #furawminute miała być prosta, szybka i łatwa w realizacji oraz montażu. No i niskobudżetowa, bo wiedziałem, że na siebie nie zarobi. Krótka gadka o samochodzie. Nic wielkiego. Ot, taki dodatek do pełnego testu na blogu. I faktycznie, taka była. Przynajmniej pierwszy odcinek. Wjechałem VW Up-em do lasu, zamontowałem GoPro 3 na patyku i jazda. Nagranie zajęło mi 30 min. Swoją drogą kilka miesięcy później to GoPro 3 utopiłem w błocie przy kręceniu odcinka z Range Roverem Velarem.

A potem się zaczęło. Z każdym kolejnym samochodem chciałem lepiej, zabawniej, ciekawiej. Wymyślałem coraz więcej głupot. Kupiłem nawet 180-centymetrowego pluszowego misia – pseudonim operacyjny „Azbest” – jako pomoc dydaktyczną. W efekcie doszło do tego, że przedostatni odcinek z Audi A7 kręciłem ponad 6 godzin. 1 minuta filmu – 6 godzin nagrywania. Dobre proporcje, prawda? Kilka lokacji, co chwilę zmiana ustawienia samochodu do nowego kilkusekundowego ujęcia, przepinanie kamery, powtórki… Często więc po prostu brakuje mi czasu, żeby nagrać tę minutę, dlatego odcinki pojawiają się nieregularnie.

Ale co tam! Robię to z przyjemnością, bo satysfakcja z serduszek i Waszych pozytywnych komentarzy pod filmem sprawia, że mam motywację do fundowania Wam coraz lepszej rozrywki z lekką nutką merytorycznej wiedzy o samochodzie. Postaram się, żeby każdy kolejny odcinek był lepszy od poprzedniego, nawet jeśli nagranie będzie miało zająć 12 godzin.

Wszystkie odcinki #furawminute na Instagramie

Hej! A widziałeś już znany i lubiany Instagram PremiumMoto? >>
close-image