(Toyota) Freestyle w Bieszczadach | Dzienniki – lipiec #01

Nie rzuciłem niczego i pojechałem w Bieszczady. Wziąłem Toyotę Auris Freestyle z bagażnikiem dachowym, fotografa Michała i sprzęt sportowy. Misja – zrobić ładne zdjęcia i przypomnieć sobie Bieszczady. Freestyle w Bieszczadach wyszedł całkiem nieźle.

Ostatni raz w Bieszczadach byłem jakieś 15 lat temu. Więcej grzechów nie pamiętam. Pamiętam natomiast, że pojechałem tam Nissanem Micrą. Pamiętam też, że z głośników Micry cały czas płynęły nuty „Eterni” Eldo. Płytę mam do dzisiaj. W sumie, to przypomniałem sobie, że potem byłem w Bieszczadach raz jeszcze, na chwilę, z Volvo, w Arłamowie. Pamiętam, bo wylądowaliśmy tym Volvo w rowie.

9 stopni Celsjusza, lekka mżawka i silny wiatr. Lato w górach jest super.

Tym razem pretekstem ponownego do odwiedzenia Bieszczad była Toyota Aruis Freestyle. Wiem, też nie wiedziałem, że jest coś takiego. Na początku myślałem, że to Arius w stylu Audi Allroad. Niestety, okazało się, że jedyne różnice między Aurisem nieFreestyle a Freestsyle to elementy stylizacyjne. Problem w tym, że kiedy się zorientowałem, że Auris trochę udaje, że lubi freestyle, było już za późno na zmianę planów. Wyruszyliśmy więc eksplorować Bieszczady w klasycznym, chociaż hybrydowym, kompaktowym kombi.

Szybko przypomniałem sobie, że Bieszczady to nadal dziki rejon. Są tu drogi asfaltowe i drogi na poważne samochody terenowe. Nie ma nic pomiędzy. Po pierwszym wypychaniu Aurisa z błota postanowiliśmy pozostawać na tych asfaltowych.

Auris Freestyle – pogromca połonin…

Niemniej Auris dostał w Bieszczadach solidny wycisk, bo w poszukiwaniu malowniczych plenerów wjeżdżaliśmy w miejsca, w które jeszcze nikt nie wjeżdżał i jechaliśmy, póki Auris nie stwierdził, że dalej nie da rady. I tu dochodzę do meritum dzisiejszego wpisu.

W Bieszczadach ciężko dotrzeć nad wodę samochodem, ale na upartego można.

Na pewno oglądaliście te odcinki Top Geara albo Grand Tour, w których prezenterzy brali stare samochody za kilkaset dolarów i pokonywali nimi najdziksze rejony świata. Na końcu każdego z tych odcinków okazywało się, że między kierowcą a samochodem w wyniku wspólnych przeżyć powstawała specyficzna więź emocjonalna. Na tyle mocna, że prezenterzy zostawiali sobie te samochody na własność. W pewnym momencie maszyny nabierały ludzkich cech, stawały się kompanami podróży, razem z bohaterami przeżywały wzloty i upadki, by w końcu pokazać prawdziwy hart ducha. Wiecie do czego zmierzam?

W Bieszczadach dokładnie zrozumiałem te emocje. Poczułem to samo do szarego, hybrydowego kombi. Przeprawa przez Bieszczady w Aurisie dostarczyła mnóstwa emocji, a emocje to duża rzecz. Na tyle duża, że potrafi stworzyć więź między człowiekiem a maszyną. 

PremiumMotto na dziś: pozwól sobie na odrobinę freestyle’u

 

 

Zapraszam również na backstage z naszej wyprawy Toyotą RAV4 w Tatry lub wyprawy Toyotą C-HR na Podhale. Tak, to już taka tradycja, że raz w roku bierzemy któryś z nowych modeli Toyoty i jedziemy robić zdjęcia. Dlaczego akurat Toyoty, a nie np. Lexusa? O tym w kolejnym odcinku dzienników PremiumMoto.pl.

Auris Freestyle – pogromca bieszczadzkiej dziczy. Przynajmniej tak wygląda na zdjęciu.
Wczesny Jeremy Clarkson w Bieszczadach…

Na koniec trochę widoczków. Tzw. surówka z Bieszczad. Pełny wpis z prawdziwymi zdjęciami w przygotowaniu.

 

 

Dzienniki PremiumMoto.pl to krótkie, cykliczne wpisy, w których na bieżąco opowiadam Wam o tym, co dzieje się na blogu, kiedy myślicie, że na blogu nie dzieje się nic. Bo dzieje się dużo i chcę, abyście uczestniczyli w tych wydarzeniach. Dzienniki to takie Instastory tylko w oldschoolowym, klasycznym wydaniu. Nowy wpis przynajmniej raz w tygodniu. A po najbardziej aktualny przegląd wydarzeń zapraszam na tradycyjne Instastory.

Hej! A widziałeś już znany i lubiany Instagram PremiumMoto? >>
close-image