To był krótki mail. W tytule miał jedno słowo „Bullitt”. W treści wiadomości październikową datę oraz dopisek: „Prawdopodobnie jedyna szansa w tym roku. Co Pan na to?” Co ja na to? Hmm… Bo ja wiem? Pogoda trochę słaba, czasu mało, nie mam weny na ciekawy test. W zasadzie Ford Mustang Bullitt może poczekać na test do wiosny.
Dobra, żartuję, nie jestem aż tak zepsuty przez te wszystkie samochody premium. Rzuciłem okiem w kalendarz testów, zobaczyłem puste pole w proponowanym przez Forda terminie. „Zdążę zaplanować akcję. Biorę!” – napisałem w odpowiedzi, ale żeby nie było, że jestem taki łatwy, to z odpowiedzią chwilę zwlekałem… jakieś 60 sekund. A potem przyszła faza oczekiwania…
Krótkiego na szczęście. Niecałe dwa tygodnie później ściskałem w ręce gładką białą kulę wieńczącą krótki lewarek manualnej skrzyni biegów podłączonej do 5-litrowego, wolnossącego V8 ukrytego pod długą, zieloną maską Mustanga Bullitta. Ale nie myślcie, że dałem ponieść się emocjom. Chłodny osąd i trzeźwe spojrzenie na samochód przede wszystkim.
Ford Mustang Bullitt – o co chodzi z tym Bullittem?
Na wszelki wypadek przypomnę, o co chodzi z tym Bullittem i dlaczego ściskanie w ręku białej kulki to coś tak specjalnego, że naprawdę warto na to czekać.
W 1968 roku na ekranach kin zadebiutował kryminał. Główny bohater – porucznik policji w Los Angeles – jeździł w tym filmie zielonym Fordem Mustangiem Fastback GT390 z manualną skrzynią. Nazywał się Bullitt. Frank Bullit. W tę role wcielił się „king of cool”, czyli Steve McQueen. Zaoszczędzę Wam dwóch godzin życia i napiszę, że film w oczach współczesnego odbiorcy (np. moich) jest nudny. Nie musicie go oglądać. Niewiele się w nim dzieje. Paradokumenty na TVN są ciekawsze.
Mimo to o filmie „Bullitt” mówi się do dziś za sprawą jednej – trwającej ponad 9 minut – sceny. To scena pościgu. Porucznik Bullitt w swoim zielonym Mustangu przez 9 min ściga dwóch rzezimieszków w czarnym Dodge’u Chargerze. Ten fragment możecie obejrzeć na Youtube i śmiało będziecie mogli powiedzieć, że oglądaliście „Bullitta”.
W tamtych czasach ta 9-minutowa scena pościgu (kręcona przez trzy tygodnie) to było coś niesamowitego. Ma wiele wpadek i wtop, chociażby taką, że w jednym z ujęć samochód wpada na kamerę. I to widać. Ale to nic. Nawet dzisiaj i nawet dla kogoś, kto obejrzał wszystkie części „Szybkich i wściekłych” i doprawił to jeszcze „Transporterem” pościg z „Bullitta” będzie wciągający jak „Trudne Sprawy”. Oglądasz i zapominasz o całym świecie. Jedynym podkładem muzycznym w tej scenie jest dudniący, wibrujący dźwięk wolnossących V8 Mustanga i Chargera. Piękna sprawa!
ZOBACZ pełną scenę pościgu na Dailymotion (na YT są urywki)
Nie będę się tutaj więcej rozpisywał, o filmie i kulisach pościgu znakomicie opowiedział Maciej Pertyński w swoim teście Mustanga Bullitta. Maciek, w przeciwieństwie do mnie, był już na świecie, kiedy film pojawiał się w kinach.
Ford Mustang Bullitt 2018 – co i jak?
Film „Bullitt” przeszedł bez większego echa, zdobył Oscara za najlepszy montaż i nominację za dźwięk, ale scena pościgu, a tym samym zielony Ford Mustang, na stałe zagościła w popkulturze. Dzisiaj słowo Bullitt jednoznacznie kojarzy się nie tyle z filmem, co z samym samochodem. Żaden trzeźwo myślący dział marketingu nie przepuściłby okazji na to, aby „wskrzesić legendę”. A Ford ma bardzo dobry dział marketingu.
Legenda Bullitta trwa więc w najlepsze, bo Ford co pewien czas prezentuje nam wyjątkową, unikatową odmianę Forda Mustanga nawiązującą do słynnego filmowego Bullitta. I tu dochodzimy do samochodu z maila, czyli najnowszej, czwartej już, interpretacji filmowego Bullitta. Ford zaprezentował ją w 2018 roku na salonie samochodowym w Genewie. Byłem na tym salonie. Widziałem błyszczącego Bullitta, ale, szczerze mówiąc, nie do końca wiedziałem, o co tyle szumu. Teraz już wiem. I Wy również. Przejdźmy więc do rzeczy.
Ford i Bullitt 2018 – marketing, czy coś więcej?
Oczywiście z jednej strony Mustanga Bullitta możecie traktować jako zabieg marketingowy, bo w gruncie rzeczy nim jest. Na podobnej zasadzie Audi mogłoby wypuścić A8 Transporter Edition, Toyota – Suprę Fast&Furious, a Chevrolet… Camaro Transformers Special Edition w barwach Bumblebee.
Z drugiej strony Fordowi należy się uznanie za to, że pielęgnuje pamięć o pięknych, zamierzchłych czasach motoryzacji. Bez takich samochodów jak Bullitt nasze życie byłoby uboższe. Uznanie tym większe, że Ford wcale nie musi tego robić. Na Bullicie nie zarabia wiele więcej niż na „zwykłym” Mustangu. W przeciwieństwie do limitowanych edycji Porsche, Bullitt to nie jest sposób na wyciągnięcie od Was większych pieniędzy za ten sam samochód. Wystarczy przeprowadzić prostą kalkulację.
Ford Mustang Bullitt – cena – ile naprawdę dopłacicie do Bullitta?
Mustang Bullitt jest zbudowany na Mustangu GT z 5-litrowym V8 i manualną skrzynią biegów. Obecnie wyjściowa cena takiego bazowego Mustanga GT to 195 300 zł. Za Bullitta musicie wyłożyć 216 600 zł. Teoretycznie wychodzi 20 000 zł różnicy. Czyli jednak biorą więcej za ten sam samochód? No nie, tzn. tak, ale nie aż tyle.
Bo w Mustangu Bullicie za te 216 000 zł dostajecie w standardzie sporo elementów, za które w normalnym Mustangu musicie dopłacić. Po zrównaniu wyposażenia różnica w cenie wynosi 13 000 zł. Ale ponownie, za te 13 000 zł otrzymujecie sporo dodatkowych elementów, które wyróżniają Bullitta na ulicy, a których nie możecie mieć w „standardowym” Mustangu.
Przede wszystkim dostajecie unikatowy lakier Highland Green. Ta zieleń z generacji na generację Bullitta nieco zmienia odcień, ale zawsze wiernie nawiązuje do filmowego Mustanga i jest zarezerwowana tylko dla tej wersji. Dostajecie również wyjątkowe, 19-calowe, czarne felgi, których design genialnie łączy wzór Torq Thrust sprzed 50 lat ze współczesnym poczuciem estetyki. Z przodu otrzymujecie w całości lakierowany na czarno grill – zarówno górną, jak i dolną część. Z tyłu zaś cztery czarne kominy.
Samochód jest utrzymany w duchu „low profile”, wiecie, incognito, dlatego ma pozdejmowane wszystkie możliwe oznaczenia. Nie ma konika z przodu, nie ma „5.0” na nadkolach. Jedyny znaczek jest z tyłu i to nie jest zwykły znaczek. Co prawda wątpię, aby „king of cool” chciał jeździć samochodem z tytułem filmu na emblemacie, ale nie czepiajmy się.
Mustang Bullitt 2018 – nawiązania we wnętrzu
We wnętrzu Bullitta mamy dużo zielonej nici, tabliczkę znamionową z numerem egzemplarza – bardzo pożądana rzecz w samochodach tego typu, znaczek Bullitt na kierownicy i wspomnianą białą kulkę na lewarku skrzyni biegów. Chyba tyle. No dobra, jeszcze jeden element – dla geeków. Standardowe fotele mają gęstsze poprzeczne żebra niż w tradycyjnym Mustangu, czym nawiązują do foteli z filmowego Mustanga. A skoro przy fotelach jesteśmy…
Mustang Bullitt – nie poszalejesz z opcjami, ale
Jak wspomniałem Bullitt w standardzie jest wyposażony prawie kompletnie. Jedna z niewielu opcji to sportowe, kubełkowe fotele Recaro. Są całkiem efektowne, ale tracimy funkcję wentylacji, którą mamy w zwykłych fotelach, więc wybór nie jest taki oczywisty. Na które z foteli byśmy się nie zdecydowali, w Bullicie (jak w każdym Mustangu) będziemy siedzieć za wysoko jak na sportowe coupé. Drugą opcją jest adaptacyjne zawieszenie i to opcja, którą warto wybrać. Sprzyja komfortowi i poprawia właściwości jezdne.
A! Jeszcze jedno. Za te 13 000 zł dostajecie 10 KM więcej z 5-litrowego V8. Łącznie Mustang Bullitt ma ich 460. Moment pozostaje bez zmian, ale krzywa jego przebiegu jest bardziej płaska. Wydaje mi się, że te 13 000 zł to niewielka kwota jak na tyle dodatków. Właśnie dlatego twierdzę, że Ford nie ma większego interesu w oferowaniu Wam Bullitta. Tutaj chodzi o emocje. A w ogóle 216 000 zł za taki samochód, z takim silnikiem to rozbój w biały dzień. Przy okazji: jeden z dwóch oryginalnych Mustangów, które grały w filmie kosztuje dziś 4 mln dolarów.
Oczywiście Mustang nie jest samochodem idealnym, ma wady, ale te dywagacje zostawię sobie na okazję testu standardowego Mustanga V8. Tutaj chciałem skoncentrować się na Bullicie. Teorię mamy rozpracowaną, przejdźmy więc do rzeczy.
Za kierownicą Mustanga Bullitta
Trzymam więc ten biały lewarek w dłoni. Wbijam jedynkę i czuję… lekkie rozczarowanie. Bieg wskakuje bez większej „dramaturgii”. Obsługa skrzyni nie wymaga użycia siły, nieco nie pasuje do męskiego wizerunku tego samochodu. Pamiętam, że skrzynia w Abarthcie 124 Spider dawała bardziej satysfakcjonujące odczucie. W Abarthcie zmiana biegów to była praca, której wykonanie dawało satysfakcję. W Mustangu bardziej przypomina zabawę. Ale to nic, można się przyzwyczaić, to raczej cecha niż wada Bullitta.
Męskie z pewnością są wrażenia z jazdy, a przede wszystkim klimat tego samochodu. Ile w tym zasługi filmu, historii i nazwy? To zależy od Ciebie i od tego, jak podejdziesz do Bullitta. Bez względu na tło historyczne, temperowanie i wyostrzanie charakteru monstrualnego (jak na dzisiejsze standardy) silnika i precyzyjne dawkowanie momentu trafiającego na tylne koła jest niepowtarzalnym doświadczeniem. Każda redukcja z automatycznie aplikowanym międzygazem (można to wyłączyć), każde stanowcze „zapięcie” kolejnego biegu w akompaniamencie dudnienia z czterech końcówek powoduje wyrzut testosteronu do krwi.
Mustang Bullitt – tu nie chodzi o osiągi
Nie chodzi nawet o moc i osiągi, bo te nie zrobią wrażenia na nikim, kto wcześniej miał do czynienia z samochodami sportowymi. Chodzi o klimat, aurę i otoczkę, którą tworzy doskonała synergia czterech elementów:
- 5-litrów pojemności z 8 cylindrów z przodu,
- manualnej skrzyni,
- napędu na tył,
- brzmienia wydechu.
Do tego możliwość kręcenia silnika do 7 400 obr./min i soundtrack przywodzący na myśl ten ze sceny pościgu. Do Bullitta możesz zamówić 1 000-watowy zestaw audio B&O Play, był nawet w moim testowym egzemplarzu, ale przyznam szczerze, że przez te kilka dni nawet nie przyszło mi do głowy, żeby włączyć radio. Słuchałem wyłącznie silnika.
Piękne jest również to, jaką kontrolę nad tylną osią daje połączenie manualnej skrzyni z wolnossącym silnikiem o sporym momencie. Nie masz tego w automacie. Mustang Bullitt lata bokiem na Twoje żądanie, a możliwość wykonania tzw. strzału ze sprzęgła otwiera zupełnie nowy rozdział w zabawie nadsterownością w tym samochodzie.
Bullitt 2018 – moja opinia
Poza tym Ford Mustang Bullitt to niezwykle wszechstronny samochód, wystarczająco komfortowy do jazdy na co dzień i w trasie. Pod tym względem nie ma już nic wspólnego z filmowym pierwowzorem. Z adaptacyjnym zawieszeniem i wspomaganiem układu kierowniczego ustawionymi w trybie sport zaskakująco dobrze daje sobie radę w zakrętach. No ale to już cechy „zwykłego” Mustanga, którego zostawiam sobie na oddzielny test.
Teraz pozostaje mi czekać na kolejnego krótkiego maila od Forda.
PS wszystkie 42 egzemplarze Mustanga Bullitta przeznaczone na nasz rynek zostały już sprzedane. Podobnie jak 4000 egzemplarzy na świecie.
Zapraszam również do obejrzenia relacji na Instagramie, w której szczegółowo opowiadam o tym wyjątkowym, zielonym Mustangu PRZEJDŹ DO RELACJI ->
Zdjęcia wykonane aparatem Olympus E-m1 MKII z obiektywem M.Zuiko Digital ED 45 mm 1:1.2 PRO