Jak zapewne wiecie, w tym sezonie– w myśl hasła „racing is important” – mocno zaangażowałem się w wyścigowy puchar Kii Picanto, jako kibic oraz jako zawodnik. Puchar ma siedem rund rozgrywanych na znanych torach wyścigowych Europy. Na jeden tor czekałem szczególnie niecierpliwie. Zapraszam Was na Monze, na finałową rundę Kia Platinum Cup.
Po rywalizacji zaciętej bardziej niż w F1, na Hungaroringu, Red Bull Ringu, Torze Poznań, Slovakiaringu i Autodromie Most, zawodnicy i zawodniczki Kia Platinum Cup (obejrzyj wprowadzenie) przybyli na Monze, by wszystko sobie wyjaśnić i rozstrzygnąć, kto powinien wyjechać z Włoch z tytułem Mistrza Polski.
Teoretycznie już przed ostatnim wyścigiem sytuacja była w miarę klarowna, ale w praktyce – jak to w sporcie motorowym – sprawa Mistrza Polski była otwarta niemal do ostatniego zakrętu w ostatnim wyścigu sezonu. Do rozstrzygnięcia wrócimy jednak za chwilę, bo teraz chciałem Was zaprosić w pewne niezwykłe miejsce.
Cisza i burza
Lubię odwiedzać tory wyścigowe. Są szczególnie intrygujące, kiedy… nic się na nich nie dzieje, a w około panuje cisza. W powietrzu czuć wówczas coś, co często określa się mianem „ciszą przed burzą”. O tak, cisza i burza na torze wyścigowym są szczególnie wymowne.
Jeszcze bardziej elektryzujący klimat panuje na opuszczonych torach wyścigowych. Na obiektach, które widziały i pamiętają wiele, ale czasy świetności mają już dawno za sobą. Takich torów nie zostało dużo, jest natomiast jeden, który można uznać za kwintesencję wszystkich. To Monza. A konkretnie jej stara, nieczynna już część.
Monza to tor wyścigowy unikatowy na skalę światową. Po pierwsze z racji swojego położenia pośrodku ogromnego parku. Po drugie z racji historii – to drugi na świecie najstarszy tor wyścigowy, zbudowany w 1922 roku, czyli w czasach, kiedy silnik spalinowy dopiero zaczynał wypierać pojazdy parowe, elektryczne i zaprzęgi konne. Po trzecie to najszybszy tor wyścigowy na świecie. Monza nie przez przypadek jest nazywana „świątynią prędkości”. Nigdzie indziej kierowcy F1 nie osiągają tak dużej prędkości jak tutaj (może jedynie w Meksyku, ale tam jest znacznie wyżej). Na najdłuższej prostej liczniki pokazują około 370 km/h. Przez 75 proc. długości okrążenia jedzie się z gazem w podłodze! Kie Picanto wyciskają tutaj około 185 km/h, a nawet więcej, kiedy sczepią się w wagonik.
Betonowy monument
Wysokie prędkości pociągają za sobą wysokie ryzyko. Historia toru Monza niestety dobrze to pokazuje. Od 1922 Monza pochłonęła życie 52 kierowców i ponad 32 widzów. Widzowie to przede wszystkim ofiary dwóch dużych wypadków, kiedy samochody wypadły z toru prosto w tłum ludzi (15 osób w 1961 roku i xxx osób w xxx roku).
Konfiguracje Monzy, która pierwotnie była po prostu owalem, wielokrotnie zmieniano, żeby było trochę wolniej i bezpieczniej. Dodawano szykany, wyłączano najszybsze zakręty. Jednak te pierwsze, mocno profilowane, owalne łuki pozostały. Dziś, otoczone barierkami porośniętymi mchem, popękane, porastające trawą, trwają pośród parkowych drzew niczym betonowy monument ku czci prędkości i jej ofiar.
To trzeba zobaczyć!
Trudno oddać słowami wrażenie, jakie robi widok takiego ogromnego łuku, nachylonego pod kątem 45 stopni. Z daleka wygląda jak kilkunastometrowy mur zwieńczony barierką energochłonną. Z bliska robi jeszcze większe wrażenie. Tego pochylenia nie widać na zdjęciach, ani na filmach. Widać je dopiero na żywo, kiedy stanie się na dole. A najlepiej je poczuć próbując wspiąć się na górę. Trzeba mieć naprawdę przyczepne podeszwy, aby wdrapać się na taki zakręt. Niesamowita sprawa.
Współczesna Monza, ta, na której dzisiaj ścigają się Kie Picanto i bolidy F1, przypomina inne światowe tory z homologacją F1. Ta stara część to jednak zupełnie coś innego. Jest jak Koloseum dla entuzjastów wyścigów. Miejsce, które po prostu trzeba odwiedzić. A nie jest to wcale skomplikowane…
Jak dostać się na „starą Monze”?
Na „starą Monze” wchodzi się bezpośrednio z parku, przez liczne dziury w siatce. Wygląda na to, że nie jest to problemem, bo w trakcie mojego zwiedzania spotkałem mnóstwo ludzi spacerujących po betonowych łukach z psami i śmigających na rowerach. Jeśli więc będziecie kiedyś w okolicach Mediolanu, to koniecznie zajrzyjcie do Parco di Monza i skierujcie się w stronę betonowych murów.
A teraz wracamy na nową część Monzy oraz do rozgrywanych na niej finałowych wyścigów XIII edycji Mistrzostw Polski Kii Picanto – Kia Platinum Cup.
Kia Platinum Cup – finałowy pojedynek na torze Monza
Przez cały sezon, czyli 6 rund, kierowcy mieli możliwość przejechania blisko 700 km wyścigowych, a dodając do tego kwalifikacje oraz treningi, liczba ta przekroczyła 2 tys. km. Łącznie startujący zawodnicy walczyli w wyścigowym tempie przez blisko 70 godzin!
W tym roku najlepszy okazał się 16-letni Nikodem Wierzbicki, który genialny sezon przypieczętował pierwszym i trzecim miejsce w dwóch ostatnich wyścigach na torze Monza. Nikodem nie ma jeszcze prawa jazdy, ale ściga się od 6 roku życia – doświadczenie procentuje.
– Dużo kierowców liczyło każdy punkt. Sprawdzali i kalkulowali, co trzeba było zrobić, by zdobyć tytuł. Ja nie zaprzątałem sobie tym głowy. Przyjechałem do Włoch, nie wiedząc, jakie wyniki muszę osiągnąć. Pojechałem swoje, co pokazałem też w drugim wyścigu. Mając zapewniony tytuł, mogłem odpuścić rywalizację, ale nie zrobiłem tego i wywalczyłem kolejne miejsce na podium. Dałem z siebie sto procent. Najważniejsza była spokojna i chłodna głowa. Trzeba się tym bawić i odpuścić niepotrzebne nerwy. W przeszłości, gdy te pojawiały się u mnie, nigdy nie wychodziło z tego nic dobrego – podsumował Nikodem na finałowej gali Kia Platinum Cup i zapowiedział chęć udziału w kolejnej edycji.
Kia Platinum Cup – nasza motorsportowa wizytówka
Kolejny sezon Kia Platinum Cup startuje już za kilka miesięcy. Trzymam kciuki, aby w stawce pojawiło się sporo nowych zawodników, bo im więcej samochodów na starcie, tym ciekawsze widowisko.
A widowisko to istotna część tego sportu. Również dlatego, że Kia Platinum Cup to nasza motorsportowa wizytówka za granicą. Żadna inna polska seria nie podróżuje po tylu torach Europy i nie pojawia się przy tak prestiżowych międzynarodowych seriach wyścigowych jak GT Open czy WTCR. Naprawdę miło było usłyszeć nasz hymn narodowy na legendarnym włoskim torze.
Dzięki Kia Platinum Cup pokazujemy się za granicą z najlepszej strony. Dlatego „wysoka piątka” dla Kii za tę inicjatywę, jest naprawdę warta promowania i pokazywania, dlatego sądzę, że w sezonie 2020 wrócę do Was z jeszcze ciekawszymi relacjami z torów wyścigowych Europy.
Moja wrażenia z walki na torze Poznań w Kia Platinum Cup