Cudze chwalicie, swojego nie znacie… przyznaję się do winy. W poszukiwaniu idealnych plenerów na zdjęcia wraz z fotografem Michałem przemierzyliśmy już kawałek Europy, nieco deprecjonując polskie krajobrazy. Postanowiliśmy to naprawić. Wzięliśmy hybrydową Toyotę RAV4 i ruszyliśmy w Tatry w poszukiwaniu wyjątkowej drogi. Zapnijcie pasy i ruszajcie z nami.
Pewnego dnia wraz z fotografem Michałem stwierdziliśmy, że najwyższa pora zobaczyć, co ciekawego (nie licząc remontów) mają do zaoferowania drogi w Polsce i okolicach. Znam kilka interesujących, asfaltowych nici w Kotlinie Kłodzkiej czy Bieszczadach, ale brakuje im tego spektakularnego anturażu, jakim mogą pochwalić się drogi Alp czy Dolomitów. Dlatego zadecydowaliśmy, że najlepiej będzie się wybrać w Tatry. Wstępne poszukiwania online pokazały, że dobrym kierunkiem będą okolice Szczyrbskiego Jeziora na Słowacji, nieopodal polskiej granicy. Ostatni raz byłem tam jakieś 25 lat temu, pomyślałem więc, że warto odwiedzić to miejsce ponownie.Hybrydowa Toyota RAV4? Czemu nie?
Na tatrzańską wycieczkę Toyota zaproponowała mi hybrydową RAV4. – Czemu nie – pomyślałem – SUV z napędem na obie osie da więcej swobody i pewności przy zwiedzaniu tatrzańskich szlaków. O ile specjalnie nie przepadam za SUV-ami, to na takie wyprawy w nieznane wydają się lepszym wyborem niż twardy, sportowy hatchback czy sedan. Piątek rano. Zakopane leniwie budzi się do życia, sezon turystyczny jeszcze się nie rozpoczął, ruch jest umiarkowany. Słońce powoli wyłania się zza skalnych szczytów, na niebie tylko gdzieniegdzie majaczą białe obłoczki. Idealny dzień na wyprawę w góry. Prowizoryczny plan zakłada pokonanie 200-kilometrowej pętli, wiodącej z Zakopanego przez Chochołów, następnie słowacki Zuberec, Liptowski Mikułasz, a tam tzw. Tatrzańską Drogą Młodzieży do Szczyrbskiego Jeziora i dalej, wzdłuż południowego podnóża Tatr Wysokich.
Nie lepiej było jechać w Alpy?
Pierwszy etap drogi z Zakopanego przez Kościelisko do Chochołowa to kwintesencja tatrzańskiego folkloru, chociaż przyznam szczerze, że ten tyrolski w okolicach Stelvio bardziej przypadł mi do gustu. Zaraz za Chochołowem kończy się cywilizacja, nie licząc sklepu spożywczego duty free na granicy. Mają tam czekoladę Studencką. Można zaopatrzyć się na podróż.
Niedaleko za granicą skręcamy w lewo z głównej drogi 520 na podrzędną 2311, prowadzącą przez Orawicę do znanego narciarzom (przynajmniej tym starszym) Zuberca. Droga jest raczej zapomniana przez kierowców i unijne dotacje. Pozwala za to docenić komfortowe zawieszenie RAV4. Toyota skutecznie walczy o zapewnienie nam godnych warunków podróży, a przeciwnik jest naprawdę wymagający. Słowackie, wymarłe, przygraniczne wioski nie urzekają. – No i masz, zachciało nam się patriotycznych uniesień. A mogliśmy jechać na Drogę Napoleona – zaczynam marudzić Michałowi.
Toyota RAV4 dostaje w kość
Docieramy do Zuberca. Wpadamy na drogę 584 i ruszamy w kierunku Liptowskiego Mikułasza. Robi się ciekawiej. Najeżony zakrętami 20-kilometrowy odcinek, pokryty gładkim asfaltem wznosi się i opada, przypomina trochę alpejskie przełęcze. Daje znakomitą okazję do sprawdzenia dynamicznych kompetencji hybrydowej RAV4. Te okazują się lepsze, niż się spodziewałem. Pozwalają zaangażować się w agresywną jazdę w stopniu, jakiego nie oczekiwałbym po SUV-ie. Czuć, że w zakrętach opony o dosyć wysokim profilu muszą zmagać się za sporą masą, a układ kierowniczy jest zbyt mocno wspomagany, ale RAV4 można precyzyjnie celować w apeksy i utrzymać optymalny tor jazdy.
Hybrydowy układ lubi długie zjazdy. Przy każdym zjedzie (a jest ich sporo) korzystam z dobrodziejstw hamowania regeneracyjnego, by zgromadzić w bateriach jak najwięcej energii. Dzięki temu jazda z wykorzystaniem pełnego potencjału 197 KM i 210 Nm nie nadwyręża budżetu naszej wycieczki. Chociaż przy zdecydowanym wciskaniu gazu trudno liczyć na zużycie mniejsze niż 10 l/100 km. We znaki daje się też charakterystyka bezstopniowej przekładni. Wielokrotnie już o tym pisałem przy okazji testów hybrydowych Lexusów. Skrzynia CVT zdecydowanie nie czuje się komfortowo przy ostrej jeździe, sprawia, że silnik po prostu nieustannie warczy. Na dłuższą metę to nieco męczące, jednak nie sądzę, aby wielu kierowców tak ostro traktowało swoje RAV4.
Nie chcesz czytać? Wolisz oglądać zdjęcia?
Przejdź do pełnej galerii zdjęć z wyprawy Toyotą RAV4 w Tatry
I co ja powiem ludziom z Toyoty?
Najbardziej malowniczy etap trasy zaczyna się zaraz za Liptowskim Mikułaszem od miejscowości Liptowski Gródek. To tutaj swój początek (a raczej koniec) ma tzw. Tatrzańska Droga Młodzieży (droga nr 537). Pod koniec lat 50. została zmodernizowana przez brygady studenckie, stąd jej nazwa. Trzeba przyznać, że młodzież spisała się na medal. Nawierzchnia jest idealnie równa, łagodnymi zakrętami prowadzi nas do Szczyrbskiego Jeziora, w którym nad malowniczym polodowcowym jeziorem góruje wysłużony Hotel Kempiński. Co chwilę napotykamy boczne dróżki i nie możemy odmówić sobie sprawdzenia, co kryje się na ich końcach.
Przyroda zachwyca, pejzaże przypominają te, które pamiętamy z Alp. Wysoki prześwit i napęd 4×4 w RAV4 okazują się niezwykle pomocne w dobieraniu plenerów do zdjęć. Niestraszne są nam nawet przeprawy przez liczne strumienie. Ba, pokonywane na dużej prędkości dają sporo frajdy. Michał uwija się jak w ukropie i prosi, aby wjeżdżać w miejsca, w które ja boję się zapuszczać. Nie widziałem w okolicy żadnego traktora, który mógłby pospieszyć nam z pomocą. RAV4 jednak nie grymasi. Docieramy w rejony, w których chyba jeszcze nikt nie był samochodem. Wszystko po to, aby móc pokazać Wam wyjątkowe zdjęcia. Dookoła ani jednej żywej duszy. Przyjemna odmiana w porównaniu z zatłoczonymi w wakacje Stelvio i Transfogaraską.
Zobacz backstage z naszej wyprawy w Tatry
Ze Szczyrbskiego Jeziora ruszamy dalej na wschód. Malownicza nitka asfaltu cały czas prowadzi nas u podnóży Tatr Wysokich. Nie pozwala się nudzić. Liczne zakręty dają mnóstwo frajdy, ale… muszą ustąpić miejsca widokom. Góry są niemal na wyciągnięcie ręki, droga pod względem doznań estetycznych bez wątpienia może konkurować z europejskimi asfaltowymi szlagierami. Huragan, który w 2004 roku nawiedził tę okolicę, zniszczył większą część świerkowych lasów, odsłaniając monumentalne zbocza. Krajobraz jest surowy, w oddali majaczą granitowe ostrza najwyższych tatrzańskich szczytów, bliżej przytłaczają połacie nagich pni połamanych przez wichurę drzew. Wydaje się jakby huragan przeszedł całkiem niedawno, trudno uwierzyć, że minęło już 12 lat.
RAV4 niespiesznie i bezszelestnie płynie po drodze, staram się maksymalnie wykorzystać napęd elektryczny, podświadomie chcąc uszanować panujące ciszę i spokój. Te sprzyjają kontemplacji widoków. Niemal 50-kilometrowy odcinek pozwala nasycić oczy widokiem Tatr, poczuć ich potęgę wszystkimi zmysłami, dobitnie uświadamia, że z siłami przyrody nie ma żartów. Czujemy się jak małe robaczki, zdane na łaskę matki natury. Nie przypominam sobie, żeby jakakolwiek inna droga wzbudziła takie uczucia. Warto było tu przyjechać!
Mam więcej zdjęć. Zobacz pełną galerię z wyprawy Toyotą RAV4 w Tatry Wysokie
©Udostępnianie zdjęć dozwolone tylko z podaniem aktywnego linku do PremiumMoto.pl.