Co jest trendy? Czyli o marketingu w motoryzacji

Zapewne i Wam rzuciła się w oczy reklama Volkswagena z systemem samodzielnego parkowania. Znana scena: dwa samochody, jedno miejsce parkingowe, w momencie, gdy wydaje się nam, że kierowca Tiguana odpuścił i pozwoli zaparkować na tym miejscu człowiekowi z Leona, oto dzielny VW zaczyna sam parkować równolegle tyłem.

 

 

Marketingowcy tego wielkiego niemieckiego koncernu robią wszystko by wmówić nam, że to jest modne, że wszyscy inni nam tego pozazdroszczą. Ale ujmując rzecz logicznie: wyobrażacie sobie, siedząc na męskim wieczorze, przy piwie w pubie pochwalić się kumplom, że zakupiliście nowiutki samochód i ma system wspomagania parkowania.


Obawiam się, że stalibyście się najlepszym tematem drwin na cały wieczór. Bo tak naprawdę nie jest to powód do dumy, a powód do zakłopotania. Kupując taki samochód dajecie wszystkim innym jasny sygnał: jestem kiepskim kierowcą – nawet zaparkować nie umiem samodzielnie, więc potrzebuję by zrobiła za mnie to maszyna. Jeśli ktoś zacząłby zwracać na to uwagę, osoby posiadające samochody z asystentami parkowania i innymi „innowacjami” stałyby się ofiarami ostracyzmu społecznego. Na osiedlach zaczęto by chować samochody przed nimi, w obawie, że przejeżdżając obok naszej posesji taka osoba uszkodzi nasz samochód. Właściciele w ciemnościach odjeżdżaliby spod swojego domu, w obawie, że ktoś ich zobaczy.

Nie popadajmy w hipokryzję, ale też nie pozwalajmy by producenci samochodów wciskali nam każdy nowy, bezsensowny system wspomagania kierowcy

To oczywiście moja bujna wyobraźnia, bo nigdy tak się nie stanie, ponieważ zagrywki marketingowców chwytamy jak ryba haczyk z przynętą. To oni kierują naszymi gustami, choć w momencie testowania samochodu z Park Assist nie wiem, jakbym zareagował gdyby diler zasugerował jego przetestowanie. Obawiam się, że bym się go zapytał czy mnie obraża i czy uważa, że nie potrafię parkować, po czym zatrzymałbym się, wysiadł i wrócił na piechotę do domu.

Wracając do marketingowców – to oni wmówili kupującym duże limuzyny pokroju S Klasy Mercedesa, ze potrzebują kamery na pod czerwień. Jednak amerykańscy dziennikarze sprawdzili, czy tak rzeczywiście jest i postanowili przetestować samochody używając tylko tego wynalazku i co się okazało? A to, że trzeba być dobrze przeszkolonym i umieć odpowiednio interpretować obraz z kamery by ta technologia rodem z wojska dawała jakąś przewagę.

bmw-night-vision

Nasze oko nie umie interpretować obrazu czarnobiałego z kamery na podczerwień tak, jak powinno się go interpretować. I co z tego, że dużo wcześniej widać na drodze „coś”, bo właściwie nie wiadomo, czym jest to „coś”, więc po kilku przedwczesnych próbach hamowania przed słupkami drogowymi w końcu zaczniemy ignorować wszystko, co pokaże się na ekranie.  Czyli jest to zbędny gadżet, za który producenci każą nam dopłacać.

Dlaczego trendy nie może być po prostu duża moc, przy jednoczesnym zachowaniu ekonomii użytkowania? Dlaczego trendy nie może być moment obrotowy? Szerokie gumy na tylnej osi, na którą przekazywany jest napęd? Kiedy ostatnio widzieliście reklamę samochodu, w której producent się chwalił tym, że stworzył prawdziwą drogową bestię? Ja nie widziałem czegoś podobnego chyba nigdy.

A czyż nie wyszłoby to na dobre choćby Hondzie z modelem CR-Z? Zamiast reklamować go, ze jest to „pierwsza sportowa hybryda”, przeprowadzić kampanię marketingową, której hasłem byłyby słowa: „Honda CR-Z- pierwszy na świecie samochód sportowy, wyposażony w KERS”. Przecież mogliby. Wystarczyło zasugerować, że Honda jest pionierem systemu KERS w F1, że mimo iż się wycofali ze współzawodnictwa, to doświadczenie w jego budowie mają itd. Może to by pomogło?

Nie popadajmy w hipokryzję, ale też nie pozwalajmy by marketingowcy rządzili samochodami. To zbyt piękna część naszego życia, by na to pozwolić.

 

Mateusz Drzymała

Hej! A widziałeś już znany i lubiany Instagram PremiumMoto? >>
close-image