Niestety nie mogę tu napisać wszystkiego, co bym chciał, bo zamknęliby mnie. I tak napisałem więcej niż powinienem. Temat jest kontrowersyjny, nieetyczny i pewnie spotka się z niezrozumieniem wśród pewnej grupy kierowców. Z pewnością jednak część z Was będzie dobrze wiedzieć, o czym piszę. A rzecz będzie o sprawdzonym sposobie na senność za kierownicą, o którym żaden ekspert bezpiecznej jazdy Wam nie powie. I nie chodzi tu o narkotyki.
Prędkość dla samej prędkości przestała mnie bawić jakieś 100 samochodów testowych temu. Teraz, zwłaszcza w przypadku fur typu Polo czy Civic, znacznie więcej satysfakcji sprawia mi płynna jazda. Ma ona wiele zalet, np. trasę Kraków-Warszawa-Kraków ogarniam na jednym baku (niezależnie od silnika) i mam dużo czasu na rozmyślania. Wnętrze poruszającego się samochodu, szczególnie po zmroku, to świetne miejsce na przemyślenia. Pod warunkiem, że auto zapewnia dobry komfort i izolację od tego, co na zewnątrz. Wlokąc się jednostajnym tempem prostą drogą, można odpłynąć myślami. Wystarczy, że w samochodzie zostanie jedynie fragment świadomości odpowiedzialny za jazdę na wprost i utrzymywanie prędkości. Jakieś dwa lata temu właśnie w samochodzie, będąc gdzieś za Radomiem, wpadłem na pomysł, żeby jeden z wielu portali motoryzacyjnych, jakim wówczas było PremiumMoto.pl, przekształcić w jedyny w Polsce blog o samochodach klasy premium. I tak zostało. Czy to był dobry pomysł? Tego jeszcze nie wiem…
Senność w samochodzie gorsza niż alkohol
Po dwóch, może trzech godzinach takich rozmyślań za kierownicą pojawia się jednak pewien problem, a właściwie dwa – znużenie i senność. Z pewnością wiecie, że walka ze snem za kółkiem to katorga. Jedzie się podobnie, jak po pijaku – wozi Was od krawędzi do krawędzi, oczy się zamykają, pole widzenia zawęża się do czerwonego światła samochodu jadącego przed wami i generalnie niewiele się kojarzy. Mnie senność dopada prawie zawsze gdzieś między Krakowem a Warszawą (dlaczego tak często tędy jeżdżę?). Ta droga jest po prostu cholernie nudna. A w nudnym samochodzie staje się tragicznie nudna. Kawa? Pomaga na pół godziny, potem powieki znów stają się ciężkie. Próbowałem wszystkich sposobów – szyby w dół, muzyka, rozmowy, gimnastyka, drzemki… i nic, żadnej poprawy, nawet jeśli, to tylko na chwilę. Odkryłem jednak jeden sposób, który nigdy nie zawodzi. Nigdy! To szybka jazda. Jak szybka? To zależy od tego, ile musisz mieć na liczniku, żeby poczuć dopływ adrenaliny. Na podmiejskiej drodze po zmroku to jakieś 70-80 km/h, na Gierkówce w moim przypadku… znacznie więcej. Im mniej doświadczeni za kółkiem jesteście, tym lepiej, bo trzeba mniejszych prędkości, aby Wasze serce zaczęło bić szybciej.
Nie spać. Zapieprzać!
System utrzymywania pasa ruchu też Wam nie pomoże. Zobaczcie, jak (nie)działa w Fordzie.
Gaz w podłodze – najlepsze lekarstwo na senność za kierownicą
Ostatnio ten sposób na senność musiałem wykorzystać w Lexusie RC-F. Wraz z Michałem wracaliśmy z sesji zdjęciowej Lexa z przełęczy Transfogarskiej. Wyjechaliśmy w niedzielę koło południa, w poniedziałek do 12 musiałem zwrócić Lexusa w Warszawie, a wcześniej pojawić się w pracy o 9. Ponadto dwie ostatnie noce spędzone w drodze i na przełęczy nie służyły wypoczynkowi, spałem może kilka godzin. Michała odstawiłem w Krakowie koło godziny 24, mniej więcej po 14 godzinach jazdy z Rumunii. Przede mną była jeszcze droga do Warszawy. Wyjazd rano nie wchodził w grę, bo sam wjazd do stolicy w poniedziałek trwa godzinę. Nie miałem tyle czasu. Wsiadłem w Lexa i pojechałem. Wiedziałem, że jeżeli będę jechał normalnym tempem, to lada moment zacznie się walka ze snem. W tych okolicznościach po raz pierwszy mogę ją przegrać. Dlatego wcisnąłem gaz w podłogę. A wciśnięcie gazu w podłogę w Lexusie RC-F to już jest coś. Przy prędkości, przy której na dwupasmowej drodze trzeba starannie obierać tor jazdy w zakręcie, a TIR-y nieprzyzwoicie szybko znikają we wstecznym lusterku, czujność i koncentracja za kółkiem stają się niesamowite. Szybkość reakcji, mimo zmęczenia, również jest znacznie wyższa, niż w „normalnym” trybie jazdy.
Do Warszawy dotarłem całkiem sprawnie, ze średnią, która nawet na autostradzie byłaby dobrym wynikiem. Ani na chwilę nie poczułem senności, nawet nie włączyłem radia. Zrobiłem tylko jedną krótką przerwę na tankowanie. Jechałem jak w transie: tylko ja, pusta droga, 5-litrowe V8 i Yanosik. Po prostu zapierd@(@łem. Nie dlatego, że lubię (bo na drodze publicznej nic w tym ciekawego), tylko dlatego, że tak w moim przypadku było znacznie bezpieczniej. W ciągu ostatnich kilku lat zastosowałem tę metodę jeszcze w kilku ekstremalnych sytuacjach (np. podczas powrotów z salonu w Genewie) i zawsze skutkowała, a najlepiej sprawdza się w nocy, kiedy na drodze jest niewielki ruch. I wcale nie trzeba do tego 400 KM pod maską.
Jak nie zasnąć za kierownicą? Pędź dla własnego bezpieczeństwa
Wiem, wiem, niemoralne to i w ogóle zgazutanoga. Jeżeli jesteście oburzeni takim podejściem (lub należycie do grupy kierowców, o której często wspomina Clarkson), to trafiliście na złą stronę. Chociaż sądzę, że doskonale wiecie, o czym piszę. Nie twierdzę, że szybka jazda jest w porządku. Nie jest, szczególnie w terenie zabudowanym – w miastach i wsiach – bo tu czynnik ludzki (szczególnie ten niezmotoryzowany) jest zbyt nieprzewidywalny i z pewnością warto trzymać się tych 50-60 km/h. Chcę tylko zauważyć, że w pewnych przypadkach szybka jazda jest bezpieczniejsza niż jazda w stylu otumanionego zombi, wegetacja za kierownicą i nieustanna walka o utrzymanie jakiejkolwiek koncentracji. Kiedy opuszczasz strefę komfortowej dla siebie prędkości (nawet jeśli jest to 100 km/h) to nie prowadzisz, a usiłujesz kurczowo trzymać się życia. Wtedy, nawet po nieprzespanej nocy i 14 godzinach za kierownicą pozostajesz niesamowicie skoncentrowany. Fakt, kiedy popełnisz błąd (lub popełni go ktoś inny) konsekwencje będą nieciekawe, ale w stanie maksymalnego skupienia, jakie wywołuje szybka jazda, o błąd czy zagapienie znacznie trudniej.
Jeżeli kiedyś będziecie w takiej podbramkowej sytuacji i wszystkie inne środki zawiodą, to spróbujcie wcisnąć gaz do oporu. Nie jest to tanie rozwiązanie (oj, w RC-F-ie było bardzo drogie), ale wszędzie podkreślają, że bezpieczeństwo jest bezcenne, więc…
Podsumowując: czasem lepiej trochę pozapierd@l@ć.