Zdałeś na prawko za pierwszym razem? Jeździsz bezwypadkowo już 10 lat? Potrafisz założyć kontrę i opanować poślizg? Świetnie. A może jazdę samochodem traktujesz jako przykry obowiązek? Masz gdzieś power slajdy, a samochód to dla Ciebie jedynie środek transportu? Też dobrze. Nieważne, jak podchodzisz do prowadzenia, mam dla Ciebie dwie niezawodne metody, dzięki którym staniesz się lepszym kierowcą. Sprawdziłem na sobie – działają.
Bezpieczeństwo na drodze to zawsze gorący i aktualny temat. Na przekonywanie do bezpiecznej jazdy i odpowiedzialnego zachowania za kierownicą przepalamy każdego roku dużą część unijnego budżetu, która jest pompowana w zasięgowe i jakże błyskotliwe kampanie społeczne typu „Alkohol i kluczyki? Wykluczone”. O tym, jak naiwne, nietrafione i nieskuteczne są takie działania, można stworzyć osobny wpis. Założę się, że wiele osób pracujących przy takich kampaniach nie ma nawet prawa jazdy. Owszem, pewnie udałoby się znaleźć kilka zacnych przykładów (za granicą), ale badania i doświadczenie jasno pokazują – jak poruszające nie byłyby takie akcje, ich efekt jest krótkotrwały, a tym samym mizerny (czyli dokładnie odwrotny niż efekt finansowy dla wykonawców).
To nie działa
Istnieją jednak dwie proste, efektywne i, co ważniejsze, niedrogie metody na skuteczną poprawę bezpieczeństwa na drodze. Są dostępne dla każdego kierowcy. Sprawdziłem na sobie – działają. Przy jednej z nich nie musicie nawet wstawać od komputera, druga zaś to świetna zabawa. Zacznę od tej drugiej i posłużę się tzw. studium przypadku.
Poczuj power
Pod koniec zeszłego roku miałem okazją załapać się na sesję treningową przed imprezą sportową pod nazwą Power Stage Bednary, organizowaną cyklicznie przez ODTJ Sobiesław Zasada Centrum (profil na FB). Świetna sprawa. Instruktorzy rozstawiają na całym terenie ośrodka tor – trochę pachołków, opon i taśmy. A że mają w tym doświadczenie, z tych opon i pachołków potrafią ułożyć naprawdę ciekawe i dosyć długie okrążenie, na którym można solidnie się rozpędzić. Przed Rajdem Barbórki w Bednarach była ustawiona nawet słynna barbórkowa beczka, ot tak, for fun. Impreza trwa dwa dni. W sobotę odbywają się treningi, a w niedzielę – prawdziwe upalanie na czas. Można uczestniczyć w obu częściach imprezy albo tylko w jednej. Ja poprzestałem na treningach. Piękne w Power Stage Bednary (nie wiem, jak w przypadku innych imprez tego typu) jest to, że każdy może przyjechać i spróbować swoich sił. Wiem, brzmi to jak tani slogan, ale tak jest naprawdę. Wraz ze mną – gościem z przypadku – w sobotę trenowały mocno zmodyfikowane Lancery z całkiem profesjonalnym zapleczem serwisowym i stare BMW przywiezione na lawetach. Ale była też pani w zwykłym, żółtym Peugeocie 108, która przed jazdą skorygowała jedynie ciśnienie w oponach. Wszyscy bawiliśmy się równie dobrze.
Tak się złożyło, że do Bendar zawitałem konkretną furą z napędem na tył i bardzo mocnym V8 z przodu. Nie przyznam się, co to było, bo nie powinienem był zabierać tego auta na próby sportowe. Zaproszenia na Power Stage nie mogłem jednak odmówić. Do Bednar przyjechałem o godz. 11.00. Krótki briefing, z którego dowiedziałem się, że generalnie nie ma szans, bym zrobił sobie krzywdę, ale jeśli się postaram, to może mi się udać. Podpisałem jakiś papier i jazda. Tyle. No dobra, jest jeszcze jakaś skromna opłata startowa. Tak czy inaczej – każdy może się załapać. Na czas treningów nie trzeba nawet zakładać kasku. Przyjeżdżasz i jeździsz. Szczerze mówiąc, sam nie przypuszczałem, że to takie proste.
Co wspólnego ma Power Stage z naszymi rozważaniami o bezpieczeństwie? Chodzi o to, że podczas takiej imprezy można się po prostu wyszaleć. Wystarczy godzina. W drodze do Bednar próbowałem poznać potencjał samochodu na drogach publicznych, miotałem się, żeby poczuć auto i doświadczyć emocji, jakie jest w stanie zaoferować. To głupie i niebezpieczne, ale najczęściej nie ma innej możliwości. Po wyjeździe z toru byłem już najspokojniejszym kierowcą na świecie. Dowiedziałem się wszystkiego, co chciałem, o samochodzie i swoich umiejętnościach. Na drodze nie musiałem już nic nikomu udowadniać, a przyspieszeń i przeciążeń miałem po dziurki w nosie. Spokojna jazda zgodnie z przepisami zdawała się błogosławieństwem. Jestem przekonany, że gdyby każdy kierowca raz na miesiąc mógł spędzić taką godzinę na torze, to na drogach byłoby znacznie spokojniej (czytaj „bezpieczniej”).
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że takie pojeżdżawki będą świetną zabawą nawet dla całkowitych ignorantów motoryzacyjnych. Sądzę, że każdy, nawet mój ojciec, który od momentu skasowania Alfy 156 jakieś 10 lat temu olał samochody, czerpałby z tego równie dużo frajdy, co ja. Nieważne, jaki masz samochód i doświadczenie za kółkiem, wciągniesz się, wyżyjesz, wszystkie frustracje zostawisz na torze, poznasz swój samochód i dowiesz się, czego po nim oczekiwać w sytuacjach ekstremalnych. Po prostu – w ciągu godziny staniesz się lepszym kierowcą. Wystarczy tylko zainteresować się imprezami tego typu.
Jedyne, co ewentualnie będzie potrzebne, to drugi komplet kół z oponami do upalania. Dwie godziny ostrej jazdy na suchej nawierzchni w Bednarach dają mocno w kość ogumieniu. Komplet stalówek z budżetowymi gumami nie nadwyręży znacząco budżetu.
Ucz się na cudzych błędach
Drugi sprawdzony przeze mnie środek na poprawę bezpieczeństwa na drogach i własnej świadomości jako kierowcy jest jeszcze prostszy i tańszy. To nauka na cudzych błędach. Wraz z rosnącą popularnością rejestratorów jazdy na YouTubie zaczęła rosnąć lawinowo liczba filmów z zarejestrowanymi przez te urządzenia wypadkami. Z pewnością widzieliście niejedno takie nagranie. Zapewne z Rosji. Warto jednak skupić się na własnym podwórku i zajrzeć na kanał „Polskie drogi”. Autor odwala kawał dobrej roboty, zamieszczając kompilacje wypadków jedynie z naszych dróg. Do tej chwili powstało już 39 odcinków będących zlepkami rozmaitych zdarzeń drogowych z Polski. Słowem – sporo materiału do analizy. Do czego zmierzam? Takie filmy nagrywane u nas, na drogach, ulicach i w miastach, które znacie, po których poruszacie się na co dzień, znacznie silniej oddziałują na wyobraźnię niż jakieś kuriozalne zdarzenia drogowe z Rosji czy USA. Wystarczy, że obejrzycie 2–3 odcinki „Polskich dróg”, pośmiejecie się z głupoty innych i mimowolnie staniecie się lepszymi kierowcami.
Dlaczego? Te sceny zostają w pamięci. Żaden Janusz ani Janina nie zaskoczą Was już nietypowymi manewrami. Będziecie na nie przygotowani i wyczuleni na potencjalny, niepomyślny rozwój wypadków. Po obejrzeniu kilku odcinków zaczniecie dostrzegać pewne schematy, które najczęściej prowadzą do gwałtownego zakończenia jazdy. Na przykład: droga dwujezdniowa z dwoma pasami ruchu w jednym kierunku, przejście dla pieszych. Jeden kierowca zatrzymuje się, by ustąpić pieszym, drugi albo uderza w tył, albo w pieszych, którzy są już na pasach – standardowy, zimowy scenariusz w większych miastach. Na mnie podziałało: po zmroku, przed przejściem dla pieszych częściej zacząłem przekładać nogę nad hamulec.
Może gdybym naoglądał się polskich dróg wcześniej, to nie doprowadziłbym do tego crash testu.
No to jak być lepszym kierowcą?
Podsumujemy, żeby nie przeciągać.
Premium tip na bycie lepszym kierowcą.
- Porządnie się wyszaleć poza drogami publicznymi, a tym samym poznać samochód i to, jak zachowuje się podczas manewrów, które na drodze zdarzają się rzadko, ale kiedy już do nich dojdzie, lepiej wiedzieć, co i jak. Ciekawe, ilu kierowców jest świadomych, jak zachowa się ich auto, jeśli wejdą w zakręt z prędkością znacznie większą, niż mogą? Ciekawe, ilu w ogóle wie, z jaką prędkością mogą wejść w zakręt… Wy, czytelnicy PremiumMoto.pl z pewnością macie tę świadomość, ale niestety jesteście w mniejszości. Power Stage Bednary, lotnisko w Białej Podlaskiej, Moto Park Ułęż… Można wpaść i poupalać bez stresu, bez zobowiązań. Warto. To prostsze niż się wydaje.
- Poświęcić pół godziny na obejrzenie kilku odcinków „Polskich dróg”. Im więcej, tym lepiej. Te filmy lepiej przygotują Cię do egzystencji wśród januszy w beretach, w małych czerwonych samochodach z rybką na klapie bagażnika, których nie brakuje na naszych drogach – skutecznie uruchomią i wzbogacą Twoją wyobraźnię za kółkiem.