Dzienniki PremiumMoto.pl – czerwiec

Czerwiec na PremiumMoto.pl zdominowały Toyoty i Harleye. Wiem, dziwne połączenie, ale zarówno jedna jak i druga marka dostarczyły sporo wrażeń, którymi podzieliłem się z Wami w dziennikach. Przeczytacie więc o moich zmaganiach za kierownicą Celiki podczas II eliminacji wyścigowego pucharu mediów oraz wyprawie hybrydową C-HR na polski Nurburgring. Wyjaśnię też, dlaczego świat z siodła Harleya wydaje się lepszy i dlaczego „dupa ze mnie a nie Playboy”. Na koniec będzie o uciechach życia doczesnego – cygarach i whiskey.

29.06.2017: Volvo XC60 – nowy początek

#noweXC60 #Volvo #pierwszaJazda

Czerwcowe dzienniki PremiumMoto.pl kończę początkiem. Początkiem nowego rozdziału w segmencie samochodów klasy premium w Polsce. A jest nim debiut nowej generacji Volvo XC60. Poprzednik przez 6 lub nawet 7 lat z rzędu był najchętniej wybieranym SUV-em/corssoverem klasy premium (tak Volvo jest premium) w naszym kraju. Tutaj szczegóły.

Teraz, pod koniec czerwca na naszym rynku debiutuje kolejna generacja. Czy będzie cieszyć się równie wielkim powodzeniem, co poprzednik? Aby to sprawdzić, wziąłem udział w pierwszych w Polsce jazdach testowych nowym XC60. Spędziłem z nim cały dzień i spieszę by opowiedzieć Wam o wrażeniach.

Tak, ja też nie znoszę pionowego formatu wideo. Powyższy film to zapis mojej instagramowej relacji, w której na gorąco opowiadałem Wam o nowym XC60. Instagram preferuje pionowy format i muszę się do tego dostosować. 

26.06.2017: Harley-Davidson Freedom on Tour

#Wsiodle #BHP #Harley

Następnego dnia po tym, jak zsiadłem z testowego Softaila Slim S (update z 17.06) odezwał się do mnie Piotr z Harleya. Zapytał, czy nie chciałbym wziąć udziału w tradycyjnym harleyowym evencie – Freedom on Tour. W skrócie: ponad 20 motocyklami Harley-Davidson ruszamy bandą pod Warszawę. Tam testujemy do woli kolejne modele, a koniec takiego ciężkiego dnia wieńczymy cygarami i whiskey.

Cóż, na dobre cygaro i whiskey nie trzeba mnie długo namawiać…

W dniu imprezy, po niezwykle pogodnym tygodniu, pogoda nie okazała się zbyt łaskawa. Potężne chmury i siąpiący deszcz zapowiadały ciężką przeprawę dla motocyklistów. Pojawiłem się jednak na miejscu – w salonie Twin Peaks Harley-Davidson w Warszawie – w pełnej gotowości. Po przygodzie z Softailem Slim S nie tak łatwo zniechęcić mnie do jazdy na Harley’u. Okazało się, że nie wszyscy z zaproszonych gości wykazali taki hart ducha i odwołali swój udział. BHP-owiec z centrali Harleya również niezbyt entuzjastycznie podchodził do pomysłu wypuszczenia w taką pogodę kolumny kilkudziesięciu nieznanych mu bliżej motocyklistów na sprzętach wartych po 100 tys. zł. W sumie nie dziwię mu się. Czekaliśmy więc na zmianę aury. 

Muszę przyznać, że czekanie w salonie Harleya (przynajmniej w tym, w którym mi przyszło czekać, innych jeszcze nie znam) wcale nie jest takie złe. Miejsce ma niesamowity klimat i czuć, że obcuje się tu nie tyle z maszynami, co z całym Harleyowym lifestylem. Po dwóch godzinach oczekiwania, w trakcie których przymierzyłem wszystkie kurtki Harleya (tanie nie są), asfalt zaczął przesychać i padła komenda „na koń”. Chwilę potem kolumną kilkudziesięciu motocykli na brytyjskich tablicach wyruszyliśmy do miejsca dalszych rekreacji, jakieś 60 km od Warszawy.

Na pierwszy ogień wsiadłem na najmniejszego i najbardziej poręcznego z proponowanych sprzętów – Irona 883. Mimo że to jeden z najtańszych motocykli w ofercie Harleya (Twój już od 45 tys. PLN), to dostarcza równie „harleyowych” wrażeń, co testowany przez ze mnie chwilę wcześniej Softail Slim S za 100 tys. PLN. Potem kolejno próbowałem szlagierów ze stajni Harleya z Road Kingiem (to ten, na którym jeździł Terminator) i Road Glidem (to ten taki największy) na czele. Jazda każdym z nich była świetnym doświadczeniem. Fenomenalne mazyny, ale… Estetyka tych najbardziej klasycznych, dużych Harleyów nadal do mnie nie przemawia. Cóż, może w życiu wypaliłem jeszcze za mało cygar i wypiłem za mało whiskey…

23.06.2017: a może to wszystko rzucić i…

#dzienniki #wolne #zajęte

O czym to ja dzisiaj? Dzisiaj mam wolne więc zachęcam Was do nadrobienia zaległości w lekturze dzienników PremiumMoto.pl. Na pewno jakieś zaległości macie, a dziennikowe teksty nie dezaktualizują się zbyt szybko. Z pewnością znajdziecie wpis, który Was zaintryguje, poruszy, rozbawi, skłoni do refleksji. Przynajmniej tak to sobie wyobrażam, kiedy je tworzę.

A przez „wolne” wcale nie mam na myśli wylegiwania się na jakiejś prezentacji nowego modelu. Pracuję właśnie nad opisami wrażeń z tygodniowego testu Land Rovera Discovery Sport Si4, Harleya-Davidsona Slimtaila, Jeepa Grand Cherokee SRT i Toyoty CH-R (dobrze ten myślnik postawiłem?). Krótko mówiąc: nie wyrabiam, jak wspomniany Grand Cherokee SRT na zakrętach.

Czasami zastanawiam się, czy nie kupić Matiza, olać te samochody testowe i popisać o czymś innym. Ale szybko uświadamiam sobie, że jak oleje testowanie i stracę kontakt z nowymi „produktami” branży moto, to właściwie nie będę miał o czym pisać. Przegrałem, wpadłem w pułapkę. Wygląda na to, że będę jeździć samochodami testowymi do końca życia.

Cholera, właśnie sobie przypominałem, że nie mam jeszcze umówionych testów na wrzesień…

20.06.2017: dupa ze mnie a nie Playboy

#Playboy #dupa #samochódRoku

Na imprezę pod tytułem „Samochód rok Playboya” chciałem się wybrać, odkąd w 2013 roku nijaka Patrycja Wojnarowska pokazała na niej tzw. przedziałek hydraulika (uwaga, linkuję do portalu plotkarskiego). Pomyślałem wtedy, że przynajmniej raz w życiu wypadałoby się pokazać w doborowym towarzystwie. Tym bardziej, że motywem przewodnim imprezy są samochody klasy premium. Niczym Jakubiak, każdego roku wizualizowałem sobie, jak kroczę po czerwonym dywanie w błysku fleszy, otoczony drogimi samochodami i króliczkami Playboya. Nie wiem jak u Jakubiaka, ale u mnie zadziałało. Przynajmniej częściowo. Chociaż… właśnie sobie przypomniałem, że widziałem Jakubiaka na tej impresie, zaraz koło punktu, gdzie serwowali steki z sorbetem wiśniowym.

Dobra, samochody wcale nie są tu motywem przewodnim. Są jedynie tłem dla króliczków Playboya, pokazów bielizny i spektakularnych, szałowych, zachwycających kreacji (i) celebrytów, którzy licznie na „Samochód roku Playboya” przybywają. Impreza już od 16(!) lat organizowana jest w tym samym miejscu – pałacu Foksal, niemal w samym centrum Warszawy. Jest więc jakby prestiżowo. W tym roku polska edycja Playboya świętowała również 25. urodziny. Okoliczności były tym bardziej wyjątkowe. Wyjątkowa była też organizacja (tutaj puszczam oko w sobie tylko wiadomym kierunku) eventu na prawie 2 tys. osób, z których połowa próbowała się wbić „na plejboja” na krzywy ryj. Bo ranga imprezy jest całkiem wysoka i pewnie warto się na niej pokazać.

Pierwsze, co zrobiłem po wejściu „na salony”, to nadepnięcie na wlekącą się po ziemi końcówkę jednej z wyżej wspomnianych kreacji. Wstyd straszny. Na szczęście obyło się bez strat, ale do skandalu na miarę tego z przedziałkiem hydraulika niewiele brakowało. Potem starałem się Wam relacjonować przebieg gali na Instastories, ale nie było ku temu warunków. Pozwiedzałem więc open bary i stoiska z cateringiem, próbując udawać stałego bywalca takich eventów. Gdyby nie liczna reprezentacja znajomych twarzy z działów PR marek motoryzacyjnych, to pewnie z nudów poszedłbym na koncert Kayah, ale koniec końców zagadałem się i nie dotarłem.

A, no i samochody. Jurorzy z Włodzimierzem Zientarskim na czele tworzą tyle kategorii, że nagrodzony zostaje niemal każdy nowy samochód. Business is business. Najciekawszą moim zdaniem kategorią, w której zwyciężyło Volvo V90, była ta pt. „samochód dla rodziny Playboya”.  Playboy i rodzina? To zupełnie jak dynamiczny i ekonomiczny silnik. Tak czy inaczej, przeklejam z „Superaka” listę laureatów. Najgorsze jest to, że mogę Wam podlinkować opisy jedynie pięciu z nagrodzonych modeli. Bo tylko pięciom jeździłem i opisałem je na PremiumMoto.pl. Dupa ze mnie a nie Playboy.

Zwycięzcy plebiscytu Samochód Roku Playboya 2017:

  • Sa­mo­chód Roku Play­boya 2017 – Mercedes-AMG GT R
  • Sa­mo­chód 25-lecia Play­boya 2017 – Lexus LC500
  • Auto dla dziew­czy­ny Play­boya – Citroen C3
  • Auto dla ro­dzi­ny Play­boya – Volvo V90
  • Auto dla mło­de­go Play­boya – Abarth 124 Spider
  • Auto z seksem – Toyota C-HR*
  • Auto na każdą drogę – Skoda Kodiaq
  • Nie tylko na asfalt – MINI Countryman
  • Auto sportowe – Alfa Romeo Giulia
  • Auto na co dzień – Volkswagen Golf GTI
  • Po prostu luksus – Porsche Panamera
  • Na szczy­tach tech­no­lo­gii – Infiniti Q60
  • Znak cza­sów – BMW 740e iPerformance
  • Styl i piękno – Mazda MX-5 RF

*obszerny materiał w przygotowaniu (patrz update 08.06).

update 17.06.2017: z siodła Harleya

#Harley #wrażenia #jestDobrze

Uff, z bólem serca zwróciłem Harleya. Szczerze mówiąc również z lekką ulgą, że zwróciłem go całego i zdrowego. Dopiero w połowie testu zorientowałem się, że warty jest prawie 100 tys. zł. Do tego waży ponad 300 kg. Lepiej uważać.

Niedawno przeczytałem gdzieś, że nie zobaczył świata ten, kto nie zobaczył go z siodła Harleya. I muszę przyznać, że coś w tym jest. Jazda na takim motocyklu to prawdziwe doświadczenie. Doznanie. Oferuje coś, czego nie czułem na Suzuki SV650 czy Hondzie CBR500R, a poznałem dopiero na tej maszynie. Coś co bardzo mi się spodobało. 

Wibracje dwóch ogromnych tłoków delikatnie masują pośladki usadzone na wygodnym, skórzanym siodle. Odbicie krajobrazu i nieba majestatycznie płynie na lśniącej obudowie przedniego reflektora. Siedzisz rozluźniony, w pozycji władcy drogi, stopy masz oparte na szerokich podnóżkach, twarz owiewa ciepły wiatr, promienie słońca ogrzewają przedramiona. Nie masz ochoty się spieszyć, piłować do odcięcia jak na ścigaczach. Delektujesz się chwilą w takt rytmicznych grzmotów z dwóch czarnych końcówek wydechu. Jest dobrze.

Więcej o wrażeniach z jazdy amerykańską legendą już niebawem w pełnym wpisie. A teraz… wracam do samochodów.

harley
Nie widział świata ten, kto nie widział go z siodła Harleya. Coś tam udało mi się zobaczyć.

update 14.06.2017: po cholerę ci te motocykle?

#harley #weekend #idęPojeździć

Niedawno przy okazji rodzinnego spotkania rodzice zapytali mnie, cytuję: po cholerę ci te motocykle. A ja… ja sam nie wiem, co mam odpowiedzieć na tak jawny przejaw nieskrępowanej ignorancji.

Wiem tylko, że przez motocykle ponownie wychodzę z domu, mówiąc: „idę pojeździć”. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zdarzyło mi się to w przypadku samochodów…

Udanego długiego weekendu! Ja idę pojeździć. Więcej o tym Harley’u napiszę Wam niebawem, o ile w ogóle z niego zsiądę.

Harley Davidson slimtail S
I po cholerę mi te motocykle? Pojęcie nie mam… Pewnie, żeby nimi pojeździć.

update 11.06.2017: PremiumMoto w ACLeague

#ACLeague #AudiTT #simracing

Pora na chwilę prawdy. Z bloga o samochodach klasy premium nie ma kokosów. Wyżyć się z tego nie da. Tym bardziej nie da się zarobić na starty w amatorskim motorsporcie. A że racing is important, to ścigać się trzeba. Jak? Budżetowo, na komputerze.

Już 22 czerwca rusza VIII sezon wyścigowej ligi ACLeague. Wiem, nic Wam to nie mówi. Ale zostańcie ze mną. ACLeague to największa i najszybciej rosnąca simracingowa liga w Polsce. O tym, co to jest simracing kiedyś już Wam wspominałem. O tutaj. W skrócie to takie wirtualne ściganie na poważnie. Czasami nawet bardzo poważnie. I bardzo realistycznie. Bo wyścigową platformą nie jest gra, a symulator. Właściwie to gra, ale taka, w której ogromny nacisk położono na wierne oddanie fizyki opon i generalnie bardzo dokładne odwzorowanie zachowania rozpędzonej masy. Jednym z najlepszych obecnie symulatorów jest Asseto Corsa. A nawet jeżeli nie jest najlepszy – co gracz to inna opinia – to na pewno najpopularniejszy.

Platformą dla ligi ACLeague jest właśnie Asseto Corsa. Niebawem rozpoczyna się już VIII sezon, w którym będziemy się ścigać pucharowymi Audi TT. To taka sama TT-tka, jaką upala obecnie Gosia Rdest. Napisałem „będziemy” ponieważ team PremiumMoto.pl w składzie ja i nikt więcej również bierze czynny (w miarę możliwości) udział w lidze. Specjalnie do tego celu, po dłuższym epizodzie z laptopem, ponownie zakupiłem wydajniejszy komputer stacjonarny. Usprawiedliwiałem sobie, że to na potrzeby sprawniejszego prowadzenia bloga, ale chyba tak naprawdę, potrzebowałem kompa do ścigania. Potem zakupiłem lepszą kierownicę, którego to zakupu już nie mogłem w żaden sposób usprawiedliwić. Gdybym wartość takiej kierownicy wydał na reklamę na Facebooku spokojnie zyskałbym z 6 tys. fanów, a tym samym większy prestiż. Ale cóż, racing is important…

Do ACLeague dołączyłem w poprzednim sezonie i od razu zostałem rzucony na głęboką wodę w postaci samochodów klasy GT3. Duża moc, napęd (przeważnie) na tył, mnóstwo szczegółowych ustawień. Do tego poziom ligi okazał się znacznie wyższy niż przypuszczałem. Czołowa trzydziestka zawodników naprawdę wie, co to ściganie i załapanie się do stawki PRO okazało się trudne, a większości przypadków nierealne bez poświęcenia całego życia na treningi. Moim największym osiągnięciem była 22 lokata podczas wyścigu w Barcelonie.

W VIII sezonie postawiłem sobie za cel częściej łapać się do stawki PRO. A łatwo nie będzie, bo konkurencja jest spora – na tę chwilę zapisanych jest już ponad 110 zawodników. Jedną z zalet bycia (w) PRO jest fakt, że wyścig tej grupy transmitowane są na żywo na YouTube. Jest komentator, są widzowie, jest prawie jak w TV. A ja w TV chciałbym się pokazać moim obrandowanym Audi TT. Może dzięki temu koszt zakupu kierownicy zwróciłby mi się w reklamie…

Wszystko o ACLeague znajdziecie na stronie ligi. A ja od czasu do czasu będę Was informował o tym, jak radzi sobie team PremiumMoto.pl.

update 08.06.2017: C-HR vs Podhale

Jakoś tak się złożyło, że czerwiec zacząłem w towarzystwie Toyoty. Prosto z Ułęża, na którym ścigałem się Celikami (apdejt poniżej), pognałem C-HR-em do Krakowa, zgarnąłem fotografa Michała i ruszyliśmy na zdjęcia. Niedaleko, na Podhale.

Przez 25 lat mieszkałem w Krakowie, a przynajmniej przez 7 podróżowałem na południe w rozmaite górskie miejscowości. Ale dopiero teraz, przy okazji zdjęć C-HR-a i poszukiwania spektakularnych dróg, naprawdę odkryłem i doceniłem podkrakowskie krajobrazy. Efekty naszego wypadu pod tatrzańskie hale już niebawem. Tymczasem zapraszam na skromny backstage.

update 05.06.2017: racing is important Ułęż edition

#Celina #CAC #Ułęż

Nie wiem jak Wy, ale ja już od dawna dokładnie wiedziałem, co będę robić w pierwszą sobotę czerwca. W moim kalendarzu ta data była zaznaczona na czerwono, jako druga runda wyścigowego pucharu mediów organizowanego przez Toyota Team Classic w ramach Classic Auto Cup. Pierwszą rundę (o której opowiadałem Wam tutaj) udało mi się wygrać, dlatego nie mogłem przegapić kolejnego wyścigu na torze w Ułężu. Imprezy tego typu dobrze pokazują dwie rzeczy: amatorski motorsport wcale nie musi być drogi i potrafi dostarczyć mnóstwo frajdy!

Celowo użyłem określenia tor (chociaż to lotnisko), bo Ułęż przygotowany przez organizatorów CAC zaoferował naprawdę porządne ściganie. Ułożono próbę o długości ponad 4 km, na której 170-konnymi Celinami osiągaliśmy czasy przejazdów w okolicach 3 minut, a prędkości na ostatniej prostej sięgały 190 km/h (Celina szybciej nie może). Dla porównania, okrążenie toru Red Bull Ring w Austrii w 160-konnym Abarthcie EsseEsse zajmuje około 2 min 5 sek. Było więc na poważnie.

I trochę strasznie, bo walka o najlepszy czas wymagała pokonywania niektórych elementów trasy z gazem w podłodze, przy prędkościach… autostradowych, na centymetry od stosów opon. O fatalny w skutkach (dla Celiny) błąd nie było trudno. Już na pierwszym okrążeniu treningowym pozbawiłem Celinę całego przedniego nadkola. Nie liczyła się już tylko nienaganna technika, ale i twarda psycha. I to lubię!

Zabrakło mi i jednego i drugiego, dlatego rywalizację tym razem zakończyłem na trzecim miejscu ze sporą startą do Krzysztofa z magazynu „Rally and Race” (tytuł zobowiązuje) i niewielką stratą do Jacka Jureckiego – szefa motoryzacyjnego działu Interii. Powstał w ten sposób ciekawy układ klasyfikacji generalnej, ponieważ Krzysztof w pierwszej rundzie zajął trzecią pozycję. Obecnie więc jesteśmy liderami z taką samą liczbą punktów. Wszystko rozstrzygnie się podczas trzeciej i ostatniej rundy na torze Jastrząb. Nie wiem jak Wy, ale ja już dokładnie wiem, co będę robić 7. października…

Celiki zespołu Toyota Team Classic, którymi ścigamy się w pucharze mediów w ramach Classic Auto Cup. Do wyboru, do koloru.
Załoga Rudej Celiny (powinna mieć numer boczny 102): autor po lewej i Jacek Jurecki z moto Interii po prawej. Jacek zajął drugie miejsce. Ja uplasowałem się zaraz za nim.
Amatorski motorsport nie musi być drogi. Najdroższą pozycją w całej imprezie jest podobno opłacenie pogody. Na dwie słoneczne edycje wystarczyło. Zobaczymy jak będzie w październiku.
Trzeba sporej prędkości, aby tak ugiąć Celicę…
Już po kilku przejazdach rozgrywkowych wszystkie samochody nosiły ślady kontaktu z oponami wyznaczającymi trasę. Sam – po raz pierwszy – zaliczyłem potężnego dzwona i przejazd zakończyłem z nadkolem w bagażniku
Tak jak na prawdziwym torze – tylko wykorzystanie całej szerokości asfaltowego pasa pozwalało uzyskać dobry czas.
Dla uzyskania dobrego czasu trzeba jechać szybko i precyzyjnie. Czasami brakowało tego drugiego… Opony często się przemieszczały.
Gościem specjalnym tej edycji Classic Auto Cup była Toyota GT86 (już po lifcie). Napęd na tył, 200 KM mocy, możliwość (niemal) całkowitego odłączenia kontroli stabilności. W Celinach bawiłem się nieźle, ale za kierownicą GT86 jeszcze lepiej. Łatwość z jaką GT86 pozwala prowadzić się bokiem jest zdumiewająca.
Ta pozycja oznacza chyba gotowość bojową. PS PremiumMoto ma fatalne logo – to ten niewidoczny napis obok mojego uda…
Hej! A widziałeś już znany i lubiany Instagram PremiumMoto? >>
close-image