To była moja runda w Kia Platinum Cup 2019. Mój motorsportowy chrzest bojowy. Cztery niezwykle wyścigowe dni na wyprażonym przez czerwcowe słońce torze Poznań. Kilkaset kilometrów finezyjnego balansowania na granicy przyczepności z gazem, albo hamulcem w podłodze. Kilkanaście litrów płynów wypoconych w wyścigowy kombinezon, duchota, skwar, hałas, zapach palonych opon i klocków hamulcowych. Słowem: fantastyczne wyścigowe emocje. Na razie na zdjęciach. Niebawem na filmie.
Więcej o moich zmaganiach w Kia Platinum Cup już niebawem. Tymczasem, na gorąco, zapraszam Was do galerii zdjęć z dwóch wyścigów III rundy Kia Platinum Cup 2019 na torze Poznań.
PremiumMoto w Kia Platinum Cup 2019 – tor Poznań – wyścig I
Sobota. Plan minimum zakłada wyprzedzenie dwóch kierowców amatorów (Jacka z Interii i Mateusza z Autokultu) i utrzymanie się w stawce zawodników. Czasy z kwalifikacji pokazują, że powinno się udać.
Trzecie od końca miejsce z trudem wypracowane w kalifikacjach tracę już na starcie. Najpierw zaskakuje mnie zielone światło, potem zaskakuje mnie to, jak bardzo Kia Picanto potrafi zamielić kołami w miejscu. Szybko nadrabiam straty i doganiam Jacka. Problem w tym, że nie mam pojęcia, jak się zabrać do wyprzedzania. W dodatku nawyki kierowcy drogowego są ogromną barierą przed nawet najmniejszym kontaktem z samochodem rywala.
Czyściutkie wyprzedzenie Jacka zajmuje mi 3/4 wyścigu, czyli jakieś 8 okrążeń. Kiedy walczę z Jackiem, ucieka mi Mateusz z Autokultu. Nie udaje mi się go dogonić. Kończę na przedostatniej pozycji po samotnej jeździe. Nie jestem zadowolony.
PremiumMoto w Kia Platinum Cup 2019 – tor Poznań – wyścig II
Niedziela. Start z przedostatniej pozycji. Tym razem udany. Przynajmniej taki mi się wydaje, bo po starcie trzymam się na równi z ruszającym z pola obok Mateuszem. Chwilę potem między nas wjeżdża Jacek, co pokazuje, że mój start wcale nie był udany.
Na pierwszym zakręcie w sporym chaosie udaje mi się utrzymać przed Mateuszem. Jacek jest w zasięgu. Rzucam pod nosem kilka przekleństw i biorę się do roboty. Wiem, że jeśli ponownie będę bawił się z Jackiem, to zostaniemy daleko z tyłu. Tym razem nie będę czekał tak długo.
Tempo Jacka zachęca do wyprzedzania. Przez dwa pierwsze okrążenia mocno naciskam. Na trzecim kółku tracę cierpliwość. Widzę, że Jacek „tanio skóry nie sprzeda” i po dobroci mnie nie przepuści. Na wolnym lewym zakręcie wpycham się więc Jackowi „pod pachę”. Delikatnie uderzam prawym przodem w jego lewy tył. Ledwo wyczuwalny kontakt ma zaskakujące efekty. Kia Jacka zaczyna tańczyć w zakręcie i wypada z toru jazdy. Ja niewzruszony cisnę do przodu po wcześniej obranej linii.
Czuję się, jak prawdziwy kierowca wyścigowy, chociaż nadal nie wiem, czy ten subtelny kontakt był zgodny z regulaminem. W każdym razie Jacek nie wniósł protestu. Resztę wyścigu cisnę za ostatnim w stawce zawodnikiem. Jego tempo jest dla mnie w sam raz, ale tylko dlatego, że jedzie z naderwanym przednim zderzakiem, którym szoruje po asfalcie. Jedyne, co mogę zrobić to trzymać mu się na ogonie. Dzięki temu wyglądam na szybszego niż jestem. Plan minimum zostaje wykonany. Następnego dnia zaczynam poszukiwania sponsora na przyszły sezon. Ściganie uzależnia.
Pełna relacja wideo w przygotowaniu. Krótsza, ale równie gorąca relacja Instastory dostępna pod tym LINKIEM
A, no i taxi drive też było.