Wsiadłem na Suzuki V-Strom 1050 XT i pokonałem ponad 1000 km bocznymi drogami. Podróż przez Polskę B, C a nawet D to była przygoda na miarę V-Stroma. Jak podczas tej przygody sprawdziła się największa i najnowsza odsłona kultowego V-Stroma?
Bez owijania w cokolwiek – V-Strom 1050 XT był moim pierwszym motocyklem turystycznym. Był też pierwszym motocyklem, do którego zamontowałem nawigację. Była potrzebna, bo zgodnie z duchem V-Stroma i w myśl hasła „hej przygodo”, wsiadłem i po prostu pojechałem przed siebie, by zdobywać pierwsze sprawności na tzw. turystyku.Unikałem głównych dróg, skupiałem się na tych, które na nawigacji są oznaczone jako niemal dzikie, ale nadal pokryte asfaltem. Swoją drogą w większości przypadków był to asfalt dobrej jakości, nawet w miejscach, w których psy szczekają nie tylko paszczami. Szybko przekonałem się, że żywiołem V-Stroma 1050 XT wcale nie są rajdy przeprawowe i off-road, ale właśnie kręte, wąskie, dzikie drogi. Przynajmniej takie mam wrażenie po 1000 km na tym motocyklu.
Suzuki V-Strom 1050 XT – jak się na tym jeździ?
17-calowe z tyłu i 19-calowe koła z przodu V-Stroma 1050 XT świetnie radzą sobie z drogami podrzędnej jakości. Podobnie zawieszenie – KYB z pełną regulacją naprawdę zdało ten ciężki egzamin, który dla niego przygotowałem. Okazało się przyjemnie miękkie, z ogromnym skokiem, zupełnie jak… w moim rowerze zjazdowym.
Na V-Stromie 1050 XT spędziłem za jednym „posiedzeniem” około 3-4 h. To była moja pierwsza tak długa zmiana za kierownicą motocykla. I pierwsza, po której nie odczuwałem żadnego dyskomfortu. Na obszernym siodle V-Stroma pokrytym miękką, szorstką tkaniną jedzie się wygodnie, miękko, komfortowo, bez wibracji. No i bez uderzeń wiatru w twarz – wielka, regulowana na wysokość owiewka daje +100 do komfortu. To zdecydowanie najwygodniejszy motocykl, który testowałem na premiummotocykl. Zara po skuterze BMW. Piękna sprawa.
Jaki kask na crossa wybrać? Ochrona, która Cię nie zawiedzie
Suzuki V-Strom 1050 XT – opinia amatora
Jak wspominałem to był mój pierwszy „turystyk”, dlatego nie chcę się tu na siłę wymądrzać i silić na profesjonalnie brzmiące wnioski. Nie będę próbował wypaść na mądrzejszego niż jestem, albo powielać opinie kolegów, którzy żyją z testowania motocykli i pisania o nich. Nie jestem też w stanie wskazać Ci wad V-Stroma 1050 XT. Żadne nie rzuciły mi się w oko (ani ucho).
Z prospektywny niedoświadczonego motocyklisty, turystycznego laika, kogoś, kto dopiero zaczyna przygodę z tego typu motocyklami, Suzuki V-Strom 1050 XT okazało się fenomenalnie łatwym w użyciu i obsłudze. Prostym i przyjemnym, takim na którym do razu czujesz się pewnie. Tę pewność oceniam zawsze na podstawie tego, po jakim czasie od wejścia na nowy motocykl jestem w stanie mocno pochylić się w zakręcie i z jaką prędkością mogę przelecieć przez korek w Dolince Służewieckiej (takie zakorkowane miejsce w Warszawie). Na V-Stromie 1050 XT – mimo że to duży i wcale nie za lekki sprzęt – w obu aspektach szło mi całkiem nieźle już od samego początku.
Do tematu V-Stroma z pewnością jeszcze kiedyś wrócę, kiedy już sprawdzę turystycznych konkurentów Suzuki i nabiorę więcej rzeczowego doświadczenia, którym będę mógł się podzielić.