Sierpień rozpocząłem w Porsche 718, a skończyłem w Fordzie Ka+. Rozpoczynam więc od opowieści, jak umówić się na test Porsche, a kończę na tym, jak poprawić jakość życia za trzy stówki miesięcznie. W międzyczasie rozsiadam się na tylnym fotelu BMW serii 7 za 800 tys. zł, przedpremierowo dzielę się z Wami zdjęciami Velara i premierowo wrażeniami z bliższego spotkania z nowym Lexusem LS. Tradycyjnie w dziennikach znalazło się miejsce na krótkie podsumowanie rynku samochodów premium w Polsce i kilka ciekawostek. Zapraszam.
#update 28.08.2017: jak poprawić komfort życia za 300 zł miesięcznie?
#ford #ka+ #test
300 zł miesięcznie, albo 10 zł dziennie. Za dyszkę można kupić dwa 75-minutowe bilety komunikacji miejskiej w Warszawie, albo małe cappuccino w sieciowej kawiarni. Nie przychodzi mi jednak do głowy nic, co za 10 zł dziennie (lub 300 zł miesięcznie*) podniosłoby jakość i komfort Waszego życia w tak dużym stopniu, jak nowy samochód. Podkreślam – nowy – taki, z gwarancją, w którym raczej nic się nie zepsuje. A właśnie za tyle można mieć Forda Ka+. Z klimą i radiem.
Nie ma się co oszukiwać, samochód niezwykle ułatwia wiele spraw. Pisze to Wam gość, który nie ma własnego, ale często jeździ pożyczonymi, dlatego doskonale wie, jak to jest żyć z i bez osobistego środka transportu. Różnica w komforcie życia jest spora.
Ostatni tydzień jeździłem (czyt. testowałem) pożyczonym (czyt. testowym) Fordem Ka+. Zupełna nowość na naszym rynku. Pozycja wyjątkowo ciekawa, ponieważ to samochód, który według moich obliczeń wyróżnia się jednym z najlepszych współczynników wielkości i miejsca we wnętrzu do ceny. Lepsza od Forda Ka+ jest chyba jedynie Dacia Logan, ale… Dacia to Dacia, a Ford jest oczko wyżej.
Przede wszystkim musicie wiedzieć, że Ka+ nie ma nic wspólnego z Ka, które znaliście do tej pory. Ka+ to obecnie bardziej Fiesta-. Bazuje na płycie nowej Fiesty, ma dwie pary drzwi i jest znacznie większy od dotychczasowego Ka. Rozmiarami Ka+ znacznie bliżej do Skody Fabii i Toyoty Yaris niż do Skody Citigo i Toyoty Aygo. W skrócie oznacza to, że Ka+ jest wyjątkowo praktycznym samochodem miejskim i pomieści 4 dorosłe osoby (oraz ewentualnie jeszcze jedną mniejszą) nie uwłaczając ich godności. Miejsca w Ka+ (nawet z tyłu) będziecie mieć z pewnością znacznie znacznie więcej niż w autobusie do centrum w godzinach porannego szczytu. Komfort na plus.
Bagażnik Ka+ jest marginalnie mniejszy od tego w Fieście, a to znaczy, że zmieszczą się do niego dwie walizki kabinowe i zostanie jeszcze trochę miejsca. Oparcia tylnej kanapy są dzielone asymetrycznie w standardzie i macie do dyspozycji 21 schowków. Na upartego w Ka+ jest 10, serio, 10 uchwytów, w których unieruchomicie kubki.
Do wyboru jeden silnik w dwóch wariantach – za słabym i słabym. Ma 1,2 litra pojemności, 4 cylindry i nie ma turbo – to prosta i wytrzymała konstrukcja. Jeździłem mocniejszą, 85-konną odmianą. W mieście oferowane przez nią osiągi są wystarczające, a w trasie można utrzymać te 140 km/h, chociaż brakuje 6-biegu. Spalanie? 100 km w miejskich korkach przejedziecie za niewiele ponad 30 zł.
Dużym plusem Ka+ są jego właściwości jezdne. W zawieszeniu czuć fordowskie geny. To znaczy, że na zniszczonych ulicach miast Ka+ zapewni bardzo przyzwoity komfort, a w zakrętach niezłą stabilność. Muszę przyznać, że Ka+ prowadzi się znacznie lepiej niż wygląda z tymi swoimi małymi (w opcji 15-calowe felgi aluminiowe) kółkami i w tej klasie samochodów odznacza się jednym z lepszych (szybszych) układów kierowniczych. Słowem: Ka+ może być nawet „fun to drive”. A fun w życiu jest równie ważny, co komfort.
*Jak wygląda to 300 zł miesięcznie w praktyce?
- wkład własny 25%,
- okres finansowania 36 miesięcy,
- przebieg roczny 20 000 km.
Ka+ wersja Tend, co otrzymujecie w standardzie za 300 zł miesięcznie:
- 6 poduszek powietrznych,
- inteligentny system bezpieczeństwa (IPS),
- elektroniczny układ stabilizacji toru jazdy (ESC),
- układ ułatwiający ruszanie na wzniesieniach (HSA),
- elektrycznie otwierane/ zamykane przednie szyby,
- kierownica z regulacją kąta pochylenia,
- regulacja położenia fotela kierowcy w 4. kierunkach,
- centralny zamek sterowany pilotem,
- 15” stalowe obręcze kół z kołpakami,
- światła do jazdy dziennej,
- przednie światła przeciwmgielne,
- lusterka boczne sterowane elektrycznie, z kierunkowskazami, obudowy lakierowane w kolorze nadwozia,
- klamki drzwi w kolorze nadwozia,
- zderzaki lakierowane w kolorze nadwozia,
- dywaniki welurowe z przodu.
- radio,
- klimatyzacja.
#update 25.08.2017: pomacałem nowego Lexusa LS
#LexusLS #Polska #ceny
W tym roku mamy dwie ważne premiery w segmencie premium. Na rynku debiutują całkowicie nowe generacje flagowych limuzyn: Audi A8 oraz Lexus LS. Audi A8 w Polsce pojawi się jakoś w listopadzie, a więcej o nim opowiadałem Wam w lipcowych dziennikach.
Nowy Lexus LS natomiast powoli rozgaszcza się na naszym rynku. Obecnie pokazowy egzemplarz jeździ po Polsce i jest prezentowany w salonach dealerów. Stwierdziłem, że zerknę na LS-a bliżej i wybrałem się na jego prezentację do warszawskiego salonu Lexus-Żerań. Spotkanie tym ciekawsze, że chwilę wcześniej wysiadałem z BMW serii 7, więc była okazja na bezpośrednie porównanie.
I co? I w zasadzie nie zdążyłem nawet dobrze rozsiąść się w LS. Brakło czasu, bo samochód został odsłonięty jakieś 2 godziny po rozpoczęciu imprezy, czyli dokładnie w momencie, w którym musiałem już spadać. Nie udało mi się zrobić nawet porządnych zdjęć.
Zdążyłem natomiast trochę podotykać LS-a i muszę stwierdzić, że wykorzystane materiały i fantazja oraz finezja, z jaką zaprojektowano wnętrze robią ogromne wrażenie. Czuć kunszt i wyjątkową staranność. Chociaż… lusterka w podsufitce dla pasażerów tylnej kanapy w BMW serii 7 były znacznie bardziej solidne. Te w LS w porównaniu do tych z siódemy zdawały się niezbyt premium.Więcej na razie nie jestem w stanie powiedzieć. LS-owi przyjrzę się dokładnie na salonie we Frankfurcie w połowie września.
A, ceny nowego LS-a w Polsce zaczynają się od 490 tys. zł (hybrydowa odmiana 500h o mocy 360 KM). Najwyższa wersja nazywa się – poproszę o skupienie – Omotenashi i kosztuje od 650 tys. zł.
Tutaj dowiecie się wszystkiego, co musicie wiedzieć o nowym Lexusie LS
#update 22.08.2017: ja sam
#opcje #dodatki #gadżety
Wszystkie systemy, dodatki i gadżety, w które możecie obecnie doposażyć swój nowy samochód (nie tylko klasy premium), da się według mnie podzielić na cztery kategorie:
- faktycznie przydatne (np. matrycowe światła LED),
- pozornie przydatne (np. system ostrzegania przy niezamierzonej zmianie pasa ruchu),
- pozornie nieprzydatne (np. usługa Concierge w BMW),
- faktycznie nieprzydatne (np. przeglądarka stron internetowych na ekranie systemu multimedialnego)
Do pozornie nieprzydatnych, ale fantastycznie praktycznych i ułatwiających życie należy również system, który chcę Wam dzisiaj pokazać, a który poznałem przy okazji test nowego Renault Scenica. Mowa o dostępie bezkluczykowym. Teoretycznie sprawa dobrze znana: kluczyk trzymasz w kieszeni, ciągniesz za klamkę, samochód się otwiera. W Renault działa to tak samo. Różnica pojawia się przy zamykaniu.
W większości przypadków (poprawcie mnie, jeśli się mylę) samochód trzeba zamknąć z pilota. Lub przez dotknięcie klamki. W Scenicu natomiast wystarczy, że samochód wykryje, że oddalasz się z kluczykiem, by samoczynnie zaryglował zamki i załączył alarm. Świetna sprawa. Zerknijcie na film.
PS więcej o nowym Scenicu przeczytacie w tym wpisie.
#update 19.08.2017: przerwa techniczna
#przerwa #pracaWre #wakacje
Dzisiaj nie wyrobię z apdejtem. Zapraszam Was za to do dwóch jeszcze ciepłych wpisów, które powstały po wizycie Toyotą C-HR na polskim Nurburgringu.
Drogi w Polsce, które warto odwiedzić | odcinek I
Toyota C-HR Hybrid – test, opinia i… wyjątkowe drogi
Ja tymczasem pracuję nad kolejnym dużym wpisem… Zwiastun poniżej.
#update 16.08.2017: Range Rover Velar
#Velar #zdjęcia #jeszczechwila
Intensywnie pracuję nad materiałem o RR Velarze. Zdjęcia już gotowe. Nad tekstem muszę jeszcze chwilę posiedzieć. Aby umilić Wam oczekiwanie na materiał i kupić jeszcze trochę Waszej cierpliwości, przedpremierowo wrzucam małą galeryjkę z Velarem w roli głównej.
#update 13.08.2017: na tylnej kanapie BMW serii 7 za 800 tys. zł
#BMW #seria7 #luksus
Zazwyczaj, kiedy dzieje się coś ciekawego odpalam Instagrama i Wam o tym opowiadam. Na tylnej kanapie BMW serii 7 z dodatkami za 300 tys. zł działo się bardzo dużo ciekawych rzeczy. Musiałem się z Wami tym podzielić. Poniżej zapis mojej Instagramowej relacji z tzw. Executive Lounge w BMW serii 7. Zapraszam.
#update 10.08.2017: zrobiło mi się smutno na tylnym fotelu serii 7
#BMW #seria7 #test
Często bywa tak, że z nowym modelem, który mam przetestować wiążę spore oczekiwania. Czytam informacje prasowe, w których producent pisze o przełomowych rozwiązaniach i rewolucyjnych technologiach. Oglądam materiały wideo, które przedstawiają dany model jako innowację na miarę silnika wysokoprężnego. Liczę na efekt „wow” i coś, co wreszcie mnie poruszy.
Jednak kiedy kilka miesięcy później odbieram taki samochód do testów (zazwyczaj w bardzo bogatej konfiguracji, czyli takiej jak z „prospektu”), okazuje się, że właściwie nie ma w nim nic porywającego i rewolucyjnego. Tak było w przypadku nowego Mercedesa klasy E czy Volvo XC90. Świetne samochody, ale oczekiwałem po nich czegoś więcej. Zawsze daje się trochę oczarować tym PR-owym komunikatom…
Z BMW serii 7, które właśnie testuję było zupełnie na odwrót. Do testu podszedłem raczej bezrefleksyjnie. Ot, siódema z podwójnie doładowanym V8. Będzie komfortowo i szybko, nic nowego. Może w przypadku bazowej wersji na takich wrażenia by się skończyło. Ale moja siódema ma dodatków za 300 tys. zł, a łącznie warta jest ponad 800 tys. zł. To 300 tys. zł wiele zmienia.
Na trasie Warszawa-Kraków poprosiłem Martę o przejęcie sterów i rozsiadałem się z tyłu. Wziąłem do ręki tablet, za pomocą którego maksymalnie oddaliłem przedni fotel pasażera. Rozłożyłem podnóżek i oparcie swojego fotela, odpaliłem masaże i wentylację, podniosłem zasłonki, włączyłem delikatne niebieskie podświetlenie kabiny i szklanego dachu, rozpyliłem jakiś zapach z nawiewów, oparłem głowę o zagłówek z poduszką, włączyłem telewizor i wyjąłem z lodówki zimną puszkę ChaiKoli, którą położyłem na solidnym rozkładanym stoliku pokrytym skórą… Poczułem, że efekt „wow” walnął mnie piąchą prosto między oczy. Oj, od dawna czekałem na coś takiego.
Kiedy dodatkowo poczułem komfort zapewniony przez zawieszenie pneumatyczne, pracujące w trybie „bardziej niż komfortowym” i doświadczyłem nieprzyzwoicie wręcz skutecznego wyciszenia kabiny, to… bardzo, ale to bardzo zacząłem zazdrościć osobom, które na tylnym fotelu BMW serii 7 mogą podróżować na co dzień… I zrobiło mi się bardzo smutno, że to nie moje BMW serii 7. Ponownie boleśnie poczułem, że gdzieś popełniłem błąd, przez który mogę sobie jedynie „potestować” takie BMW.
#update 07.08.2017: Polska klasy premium
#rynek #Polska #statystyki
Z Porsche (apdejt poniżej) przeskoczyłem do BMW 750Li w konfigu za ponad 800 tys. zł. Sprzętu i ciekawostek w tym samochodzie jest tyle, że boje się, że tydzień nie wystarczy, aby wszystkie je poznać i Wam o nich opowiedzieć. Dlatego w dzisiejszy apdejcie zajmę się nieco bardziej przyziemnymi sprawami, o których opowiada mi się łatwiej, czyli kondycją rynku samochodów premium w Polsce w pierwszych 7 miesiącach tego roku.
A ta kondycja jest bardzo dobra. Nie ma wątpliwości, że przed nami kolejny rekordowy rok dla samochodowych marek premium. Ponownie mamy do czynienia z dwucyfrowymi wzrostami r./r. Od stycznia do lipca 2017 roku w Polsce zostało zarejestrowanych 35 313 aut klasy premium, a wzrost zgodnie z moim przewidywaniami wyniósł 26,88 proc.
Nie zmienia się też układ sił wśród marek premium:
- BMW – 8 499 zarejestrowanych samochodów.
- Mercedes (bez osobowych dostawczaków) – 7 633 zarejestrowanych samochodów.
- Audi – 7 329 zarejestrowanych samochodów.
- Volvo – 6 001 zarejestrowanych samochodów.
- Lexus – 2 204 zarejestrowanych samochodów.
Prawdziwym hitem nadal jest stare, dobre Volvo XC60. Podkreślam (już) stare. Kończy swój żywot na rynku i jest bardzo atrakcyjnie wycenione, a przez to sprzedaje się lepiej niż ciepłe bułki.
Jak dobrze? Od stycznia do czerwca zarejestrowano 3295 nowych egzemplarzy starego XC60. W całym 2016 roku ta liczba wynosiła niewiele ponad 3200 egzemplarzy. A to oznacza, że w pół roku Volvo sprzedało tyle XC60, co w całym roku ubiegłym, który też był rekordowy dla tego modelu. Czy muszę dodawać więcej? Zastanawiam się tylko, kto w takim układzie pobiegnie do salonu po nowe XC60…
Ranking popularności SUV-ów w Polsce w tym roku prezentuje się następująco. Przewaga XC60 jest miażdżąca.
1. Volvo XC60 | 3295 | |
2. Audi Q7 | 900 | |
3. Audi Q5 | 890 | |
4. BMW X5 | 887 | |
5. Lexus NX | 802 | |
6. BMW X3 | 750 | |
7. Mercedes GLC | 698 | |
8. Audi Q2 | 592 | |
9. BMW X4 | 532 | |
10. Mercedes GLC Coupe | 514 | |
11. Volvo XC90 | 411 | |
12. Lexus RX | 391 | |
13. Lexus RX | 391 | |
14. Mercedes GLE Coupe | 306 | |
15. BMW X6 | 299 | |
16. Mercedes GLE | 264 | |
17. Mercedes GLS | 159 | |
18. Range Rover Sport | 152 |
W ujęciu ogólnym, najpopularniejszym samochodem segmentu premium w Polsce, zaraz po XC60 jest BMW serii 5.
#update 04.08.2017: Porsche na linii
#Porsche #Boxster #test
W niezbyt perspektywicznej i trudnej karierze blogera motoryzacyjnego są pewne wydarzenia, które można uznać za drobne sukcesy. Jednym z nich jest odebranie telefonu od Porsche z propozycją testów wybranych modeli. Tak, to nie Ty dzwonisz do Porsche po samochód, to Porsche dzwoni do Ciebie z propozycją nie do odrzucenia, jeżeli uzna, że warto.
Dwa miesiące temu Porsche uznało, że warto przedzwonić i do mnie. Doceniło jakość oraz pozycję PremiuMoto.pl i zaproponowało test Boxstera. Cóż, od czegoś trzeba zacząć – pomyślałem i w kalendarzu testowym zakreśliłem kilka pierwszych dni sierpnia, podpisując je „718 manual”.
Z Porsche miałem do czynienia już wcześniej (tutaj zobaczycie ile), jednak co innego zaproszenia na krótkie pojeżdżawki i statyczne prezentacje, a co innego pełnoprawne, kilkudniowe testy. Wiedziałem, że Porsche to zupełnie inna historia w porównaniu z nawet najbardziej usportowionymi modelami ze znaczkami AMG, RS czy M. Porsche dla mnie zawsze grało w wyższej lidze jeżeli chodzi o sportowe doznania. Kilka dnia za kierownicą nowego Boxstera utwierdziło mnie w tym przekonaniu.
I nie piszę tak, dlatego bo przecież inaczej mi nie wypada, bo Porsche się pogniewa i nie da kolejnego samochodu i już nigdy nie pojeżdżę 911 GTS. Nie. Według mnie Porsche broni się samo i mogę Wam napisać, że nowy Boxster ma trochę wad. Największą jest nowy, 4-cylindrowy silnik z turbo, który nijak ma się do sześciocylindrowego, wolnossącego poprzednika. Nie ma już tego unikatowego klimatu. Uleciał wraz z dwoma cylindrami, a zużycie paliwa wcale jakoś drastycznie nie zmalało. Ponadto w egzemplarzu z dodatkami za 137 tys. zł (wyjściowo 230 tys. zł, egzemplarz testowy 368 tys. zł) fotele nie posiadały nawet regulacji odcinka lędźwiowego. Trochę słabo. No i plastiki na opcjonalnej kierownicy za 1200 zł lekko skrzypiały pod naciskiem palca. Chociaż już sama kierownica pozbawiona wszelkich przycisków była fenomenalna.
Resztę historii opisałem Wam w poście na Instagramie. Więcej niebawem w pełnym wpisie. Ja tymczasem czekam na kolejny telefon…