Ferrari 296 kosztuje około 1,5 mln zł i jak zwykle w przypadku tego typu samochodów nie będę zawracał Ci głowy tym jak się prowadzi, jak wypada w porównaniu z innymi supersamochodami za 1,5 mln zł, ani tym, czy powinieneś kupić 296. Zejdźmy na ziemię. Takie superauta jak Ferrari 296 są dla mnie pretekstem do refleksji i szerszego spojrzenia na motoryzację i samochody, z którymi mamy do czynienia na co dzień.
Ten wpis zacznę od końca, czyli od wniosków, jakimi zakończyłem mój artykuł w 2. numerze polskiej edycji magazynu „Evo”. Pisałem w nim o najciekawszych ustępujących z rynku modelach, które jeszcze możesz i powinieneś kupić.
Ferrari 296 (jak na razie) nie należy do tego grona. W „Evo” wspomniałem o nim z innego powodu. Napisałem tak:
tym, co zaraz napiszę, jestem równie zaskoczony, jak Wy, ale okazuje się, że hybryda plug-in może być niemal równie ekscytująca i wchodząca pod skórę, co wymienieni wyżej ostatni samurajowie.
Wspomniani samurajowie, to np. 719 GT4 RS albo Jaguar F-Type z V8 z kompresorem. Co ma do tego Ferrari 296?
Ferrari 296 jest do bani, bo to hybryda…
Po pierwsze Ferrari 296 to hybryda typu plug-in, wiesz, taka ładowana z gniazdka i taka, która może poruszać się wyłącznie na silniku elektrycznym. W przypadku 296 mówimy o dystansie około 25 km na prądzie. Teoretycznie więc – bazując na doświadczeniach z mnóstwem hybryd typu plug-in od marek premium – nic ciekawego, a z pewnością nic, co stało blisko pierwotnych i prawdziwych emocji w motoryzacji.
Tak przynajmniej zakładałem na podstawie testów dziesiątek innych hybryd plug-in od marek premium. A potem wsiadłem do Ferrari 296 i pokonałem nim ponad 1000 km przez całą Polskę w ramach supersamochodowej imprezy o nazwie Gran Turismo Polonia.
Ferrari 296 jest super, mimo że to hybryda
Cóż Ferrari odrobiło lekcję. Zrobiło hybrydę plug-in, która działa na emocje równie dosadnie, co spalinowi bracia. Ba, nawet bardziej. Serio.
Okazuje się, że nawet ta najbardziej inwazyjna forma elektryfikacji wcale nie musi psuć wrażeń z jazdy i wygaszać emocji. Owszem, aby tak było za hybrydę plug-in musisz zapłacić jakieś 1,5 mln, ale – jak podsumowałem w „Evo” – dobrze wiedzieć, że się da, to napawa optymizmem na przyszłość.
Jaka mądrość płynie dla Ciebie z tego mojego doświadczenia Ferrari 296? Po prostu chciałem zaznaczyć, że nie możesz wrzucać wszystkich hybryd typu plug-in do jednego worka (na śmieci), bo 296 dowodzi, że plug-iny też potrafią dostarczyć fantastycznych przeżyć. I to jest dla mnie duże odkrycie, którym chciałem się podzielić.
Na tym jednak nie koniec.
Jak wygląda downsizing w Ferrari?
Jest jeszcze jeden emocjonalno-napędowy aspekt tej historii. Bo Ferrari 296 to pierwsze drogowe Ferrari, w którym Włosi postanowili zastosować silnik 6-cylindrowy. Tak, wiem, było coś takiego jak Ferrari Dino z V6, ale pomijam ten epizod.
Mamy więc pierwsze drogowe Ferrari z V6. A to duża rzecz, chociaż sam silnik jest dosyć niewielki w porównaniu z tymi, które mięliśmy w Ferrari do tej pory. Ma 3 litry, żeby było jeszcze gorzej, to do tego ma dwie turbiny. Teoretycznie ponownie – nic ciekawego. W praktyce okazało się, że takie V6 z dwiema turbinami i w dodatku wspomagane prądem w warstwie emocjonalnej przemawia do Ciebie dosadniej niż V8. I to było dla mnie kolejne zaskoczenie.
W trakcie moich kilkudniowych testów Ferrari 296 przeskoczyłem na chwilę do tylko nieznacznie starszego Portofino z podwójnie doładowanym, 4-litrowym V8. I wiesz co? Momentalnie zatęskniłem z hybrydowym 296 z jego skromnym 3-litrowym V6. Nie wiem, jak – bo nie zagłębiałem się w szczegóły techniczne – ale Włochom udało się zrobić wysokoobrotowy silnik z turbo. To V6 kręci się aż do 8 tys. obr./min, czyli równie wysoko, co wolnossące V8 w Fordzie Mustangu. Można? Można.
Kończąc tę część ponownie zacytuję sam siebie z papieru i zostawię Cię z kolejną życiowo-motoryzacyjną mądrością:
nie przechodźmy obojętnie obok ostatnich prawdziwych aut spalinowych, ale i nie przekreślajmy pierwszych superhybryd tylko dlatego, że spalinowe emocje próbują ratować wysokim napięciem.
Jeszcze jedno zaskoczenie w Ferrari 296
No dobra, muszę wspomnieć o jeszcze jednym elemencie Ferrari 296, który mnie urzekł i poruszył – wnętrzu. Konkretnie jakości wykonania tego wnętrza oraz rozmachu, z jaki je zaprojektowano. Nigdy do tej pory nie uznawałem Ferrari za wzór w tej kwestii, prędzej McLarena i Porsche.
Jednak wnętrza najnowszych Ferrari z 296 na czele to zupełnie inny poziom w porównaniu z tym, co możesz znać chociażby z Portofino, czy – wracając na nasze podwórko – najdroższych Mercedesów czy BMW. Jest cudownie wykończone, dopracowane i po prostu czuć w nim to 1,5 mln zł. Ma też jeden poważny feler, ale więcej o tym opowiedziałem na filmie.
Najbardziej urzekło mnie specjalnie zaprojektowane na tunelu środkowym z włókna węglowego miejsce na prostokątny kluczyk. Po osadzeniu go w zagłębieniu wykończony skórą i metalem staje z logo Ferrari staje się integralną częścią wystroju kabiny. Fantastyczna koncepcja.
Ferrari 296 urzekło mnie też łatwością z jaką pozwala bawić się swoimi 830 KM przenoszonymi na tylną oś oraz wszechstronnością wynikającą z napędu hybrydowego. Więcej o tym opowiedziałem na filmie. To zlepek pojedynczych relacji z Gran Turismo Polonia, ale można na nich dosyć dokładnie zobaczyć i usłyszeć 296. Zapraszam.
Ferrari 296 – test i opinia na filmie
Jak wspomniałem Ferrari 296 wystartowałem w motoryzacyjnej imprezie o nazwie Gran Turismo Polonia. Wiecie, dużo supersamochodów wspólnie przemierza Polskę. W trakcie 1000-kilometrowej podróży podzielonej na kilka dni na Instagramie (zapraszam, bo tam sporo się dzieje) sporo opowiadałem o 296.
Poniżej zamieszczam film, który zmontowałem z tych moich relacji. Tak, jest w pionie, ale przynajmniej w 4K. Sądzę na dzięki niemu dobrze poznasz ten model i zrozumiesz, o co w nich chodzi. Zapraszam.