Koniec roku 2015 oznacza (nieco opóźnione) zamknięcie grudniowych dzienników PremiumMoto.pl. W piątej już części dzienników przybliżyłem Wam najbardziej palące kwestię związane z zawodem dziennikarza motoryzacyjnego. Dowiecie się, skąd brać fury do testów, kto płaci za paliwo i co się dzieje, jak się taką furę testową uszkodzi. Nie zapomnijcie przeczytać też apdejtu o najważniejszych rzeczach w życiu człowieka. Miłej lektury.
#update 29.12.2015: the end is near
#będę #grał #w grę
Pierwszy odcinek dzienników PremiumMoto.pl napisałem 12. sierpnia, a nim się zorientowałem przyszedł czas na ostatni apdejt w tym roku. Małym sukcesem dla mnie jest fakt, że udało mi się publikować kolejne apdejty regularnie, prawie co trzy dni. Ostatni raz taką systematyczność i sumienność wykazałem w drugiej klasie podstawówki przy przyjmowaniu komunii świętej.
Ostatni wpis w tym roku zobowiązuje do podsumowań, refleksji, określenia planów na rok następny. Ale na PremiumMoto.pl zawsze idę nieco pod prąd sztampie i powszechnie przyjętym schematom. Dlatego zacznę od tego, czego nie udało się zrobić, czyli fur, które czekają w kolejce na publikację. Michał ociąga się ze zdjęciami – niestety przez większość dnia musi jakoś zarabiać na sprzęt do fotografowania – więc pojawiają się pewne zaległości. W 2016 na PremiumMoto.pl z pewnością zobaczycie galerię Porsche Boxstera GTS, Mercedesa CLS, BMW 6 Gran Coupe i Jeepa Grand Cherokee (zajawka już teraz, tylko dla Was). Pewnie jeszcze o kilku zapomniałem. Generalnie słabo kojarzę, czym jeździłem w tym roku. A trochę tego było. Najlepsza fura? Tak, jak wspomniałem we wpisie poniżej – Porsche Boxster GTS – wyższa liga samochodu sportowego. Nie wiem, dlaczego w pamięci utkwił mi jeszcze Cactus.
Nie mogę doczekać się wyników sprzedaży samochodów segmentu premium w Polsce w 2015 roku. Już wiem, że pod tym względem był to najlepszy rok w historii i wszystkie marki znacząco poprawiły rekordowe wyniki z roku 2014. Układ sił pozostał chyba niezmieniony. Ponadto XC60 ponownie okazało się najpopularniejszym samochodem premium w Polsce. Szczegółowe podsumowanie w połowie lutego. Dwa tygodnie później razem z Michałem wpadniemy do Genewy. W tym roku, po chudym 2015, ponownie powinno być grubo. Tego życzę i sobie i Wam w nadchodzącym 2016 roku.
Dziękuję, że tak licznie byliście ze mną w tym roku. 2016 dla PremiumMoto.pl będzie przełomowy, a dla Was niech będzie po prostu premium. #stayPremium
#update 25.12.2015: o najważniejszych rzeczach w życiu
#pieniądze #samochody #kobiety
W życiu poza pieniędzmi liczy się jeszcze kilka rzeczy. Wysokie miejsce wśród nich zajmuje komfort. Również w samochodach, at the end of the day – jak mawiają Niemcy, to komfort jest tym, czego potrzebujesz najbardziej. Pokonując długie autostradowe dystanse to nie moc, nie zużycie paliwa, wentylowany stołek, czy asystent pasa ruchu są tym, co docenisz. O tym, w jakiej kondycji psychofizycznej dotrzesz z Warszawy do Berlina, albo jeszcze dalej decyduje komfort, jaki jest w stanie zapewnić samochód.
Ten komfort w 95 proc. jest wypadkową dwóch rzeczy – resorowania oraz wyciszenia wnętrza. Samochód może posiadać najbardziej wymyślne pneumatyczne zawieszenie, płynąć nad drogą niczym latający dywan, ale póki nie będzie temu towarzyszyć skuteczne wyciszenie wnętrza, to z poczucia komfortu nici.
To jak skutecznie wnętrze jest w stanie odizolować Cię od nieprzyjemnych wrażeń związanych z przemieszczaniem się z prędkościami powyżej 100 km/h jest najważniejszym aspektem w czasie podróży. Oczywiście mam tu na myśli samochody wykorzystywane jako środek transportu na dłuższych dystansach, a nie miejskie wozidełka. Jednostajny szum toczących się opon, opływającego powietrza i pracującego silnika wdzierający się do wnętrza szybko staje się męczący. Nawet, jeśli tego nie odczuwasz, to tak jest.
Mało kto przy wyborze samochodu zwraca uwagę na ten aspekt. Ba, jest on nawet często pomijany w recenzjach samochodów. Nawet producenci rzadko się tym chwalą, bo kogo to obchodzi. Tymczasem przy projektowaniu samochodu dużą wagę przykłada się do wyciszenia wnętrza. Samochody z generacji na generację stają się nie tylko większe, lżejsze i bardziej oszczędne, ale również lepiej wyciszone. Stosuje się grubsze szyby, więcej materiałów izolacyjnych, poprawia aerodynamikę. Lusterko boczne od strony kierowcy w Audi A4 B5 przy 110 km/h generuje taki szum, że za pierwszym razem kilka razy musiałem upewnić się, czy szyby są pozamykane. Dobrze, że to od strony pasażera jest wyraźnie mniejsze. We wnętrzu A4 B9 przy tej samej prędkości panuje już błoga cisza.
Solidne i starannie wyciszenie wnętrza to zdecydowanie domena samochodów marek premium. Niestety te tańsze, szczególnie crossovery i SUV-y nadal nie są w stanie tego zagwarantować. Jaki morał z tej historii? Decydując się na nowy samochód poproście o jazdę testową, wyłączcie radio, uciszcie sprzedawcę, rozpędźcie się do tych 120-140 km/h i sprawdźcie, czy komfort akustyczny jest odpowiedni. To ważniejsze niż 5 tys. zł rabatu, pojemność bagażnika większą o 20 litrów, czy zużycie paliwa mniejsze o 0,2 l/100 km.
#update 22.12.2015: to jaką najlepszą furą jeździłeś?
#trudneSprawy #trylogia #furyTestowe
No dobra, dzisiaj czwarta, bonusowa część odpowiedzi na pytania, które najczęściej zadajecie w mailach i rozmowach. We wpisach poniżej odpowiedziałem już skąd wziąć samochody do testu, kto płaci za paliwo i co dzieje się, jak samochód testowy rozbijesz. W tym wpisie powinienem się trochę pochwalić, czyli odpowiedzieć na pytanie, które brzmi: to jaką najlepszą furą jeździłeś?
Ale… Po pierwsze nie lubię się chwalić, po drugie nie jeździłem niczym wyjątkowym. Poza tym trzeba uściślić, co dokładnie znaczy „jeździłeś”. Rundka w około bloku to dla mnie żadna jazda. Jazda na fotelu pasażera również. Przez „jeździłeś” rozumiem przynajmniej kilka godzin za kierownicą. Ponownie więc: nie jeździłem niczym specjalny czy nieosiągalnym dla zwykłych śmiertelników. Kilka modeli Porsche, Audi R8 V10, Audi RS6 i jakieś mocniejsze wersje standardowych modeli. Nic wielkiego. Lambo, Ferrari? Not yet. Zdecydowanie więcej najeździłem się samochodami marek popularnych, dzięki temu wiem, co docenić w tych klasy premium.
Nie ma więc za bardzo o czym pisać. Dlatego miejsce na ten wpis wykorzystam do podzielenia się jedną uwagą co do Porsche. Generalnie Porsche niechętnie użycza mi samochody testowe. Jak widzicie na PremiumMoto.pl nie ma zbyt wiele o Porsche, dwa samochody udało nam się pożyczyć od zaprzyjaźnionych redakcji na zdjęcia i tyle. Porsche zbywa mnie twierdząc, że współpracują jedynie z dużymi portalami i żebym odezwał się jak będę mieć 100 tys. UU. Na razie jeszcze troszkę brakuje. Mógłbym się wkurzać i deprecjonować tę markę, olać ją i tyle. Niestety jednak nie mogę, bo Porsche robi naprawdę genialne samochody. Szczególnie te z literkami GTS.
Możecie wychwalać pod niebiosa RS-y, M-ki, czy AMG za ich sportowy charakter. Ale po zajęciu miejsca w dobrze skonfigurowanym Porsche od razu poczujecie, że to wyższa liga samochodu sportowego. Że te wszystkie übersportowe sedany to jedynie przedsmak tego, co oferuje Porsche. W Porsche czujesz jakby auto było do ciebie dopasowane, momentalnie odnajdujesz pozycję za kierownicą, której nigdy nie uświadczysz w usportowionych wersjach popularnych modeli od Audi, Merca i BMW. Tak, Porsche to zupełnie inna liga. Również w kwestii właściwości jezdnych. Tym bardziej wkurzające jest to, że nie nie udało mi się jeszcze umówić na żaden test.
#update 19.12.2015: a co się stanie jak rozbijesz auto?
#trudneSprawy #trylogia #furyTestowe
Zgodnie z zapowiedzią (chociaż z jednodniowym, świątecznym, poślizgiem), dzisiaj trzecia część trylogii o samochodach testowych. W pierwszej i drugiej części odpowiedziałem na najbardziej palące pytania, czyli skąd bierze się fury testowe i kto płaci za paliwo (trzeba zescrollować niżej). Trzecie najczęściej zadawane pytanie, które pada w rozmowach to: a co się dzieje jak rozbijesz takie auto?
Szczerze mówiąc, to nie wiem, bo rzadko się rozbijam. Raz przytarłem felgę w Audi A3, raz ktoś postanowił we mnie wjechać i raz sam postanowiłem wjechać w latarnię. Nudy.
Generalnie wiele się nie dzieje. Pozostaje ujma na honorze i wstyd przed działem PR konkretnej marki. Przynajmniej w moim przypadku. Pewnie niektórzy nie mają problemu z umówieniem kolejnego samochodu, zaraz po uszkodzeniu poprzedniego, ale mi zawsze trochę wstyd.
Działy PR raczej nie starają się robić zbyt dużej afery. Oficjalne stanowisko to zazwyczaj coś w stylu: cóż, każdemu może się zdarzyć. Trzeba jednak zachować odpowiednie procedury – zawiadomić policję (jeżeli to coś poważniejszego), a potem zgłosić sprawę do ubezpieczyciela. Dużo zależy również od konkretnej marki i zapisów umowie. Więcej na ten temat napisał Adam w komentarzu pod moim crash(testem) Mercedesa klasy C. Zazwyczaj dopóki działa AC (każdy samochód testowy posiada AC), dopóty masz szczęście. Podobno najlepiej, kiedy zrobi się szkodę całkowitą, wtedy importer nie ma problemu z naprawą.
W przypadku drobniejszych uszkodzeń (np. takiej felgi w A3) najpierw musisz się przyznać, że auto, które oddajesz nie do końca jest w takim stanie, w jakim je odbierałeś (to najtrudniejsza część), a potem czeka Cię trochę papierkowej roboty. Tyle.
Liczę, że w tych trzech krótkich wpisach udało mi się w satysfakcjonującym dla Was stopniu wyjaśnić co, jak i dlaczego. Jest jednak jeszcze jedno – takie bonusowe – pytanie, które często otrzymuje. Brzmi mniej więcej tak: to jaką najlepszą furą jeździłeś? O tym za.. trzy dni. #stayPremium
#update 15.12.2015: a kto płaci za paliwo?
#trudneSprawy #trylogia #furyTestowe
OK, dzisiaj, zgodnie z obietnicą druga część odpowiedzi na pytania związane z furami testowymi. Następne w kolejce najczęstszych pytań, jakie słyszę to: a jak to jest z paliwem? Ty płacisz?
Odpowiedź jest prosta. Tak, niestety płacę. Im lepszy samochód, tym więcej. Ale tu nie chodzi o mnie, tylko o całokształt. Przy okazji przeczytajcie, jak na PremiumMoto.pl testuję zużycie paliwa.
W większości przypadków samochody testowe wydawane są z pełnym zbiornikiem paliwa i mogą być oddane z pustym (byle udało się dojechać na stację). Jedynie BMW zastrzega (nawet w umowie), że przy zwrocie auto powinno mieć paliwa przynajmniej na 50 km. Całą resztę wydatków na benzynę pokrywa redakcja/testujący. Ale…
Są pewne wyjątki w postaci marek, które do samochodu testowego dodają kartę paliwową. Najczęściej karta jest no limit. Nieźle, nie? Fura na tydzień, do tego karta bez limitu – żyć nie umierać. Tak, gdyby jeszcze był czas pojeździć… Większe redakcje chyba i tak nie korzystają z takich kart, żeby nie było podstaw do zarzutów o łapówki. Tak czy inaczej, wśród marek, które oferują karty paliwowe ostały się np. Mazda, Toyota czy Honda. Właśnie zauważyłem, że to domena marek japońskich. Z nie japońskich z kartą wydawane jest Volvo. Zasadniczo tyle.
Napisałem „ostały”, bo jeszcze kilka (a może już kilkanaście) lat temu większość importerów oferowała karty. Ale potem przyszedł jakiś kryzys i marki (np. grupa VW) ucięły gratisowe paliwo. Przyczynili się do tego również sami „dziennikarze”, którzy – uciekając się do eufemizmu – nadużywali kart. Więcej na ten temat w komentarzu Adama pod moim (crash)testem Mercedesa klasy C. Dzisiaj karty paliwowe to obiekt kuluarowych żarcików. *Samochód z kartą to auto z tzw. Routex (od nazwy karty) performance packiem. Na takim performance packu każdy samochód testowy trasę Warszawa-Poznań potrafi pokonać w 1,5 h.
Kiedy już wyjaśnię, skąd biorę te wszystkie samochody i kto płaci za paliwo, kolejne pytanie zazwyczaj brzmi: a co się dzieje, jak rozbijesz takie auto testowe? Cóż, czasami się zdarzy. Co wtedy się dzieje? O tym w kolejnym apdejcie już 18 grudnia. #stayPremium
PS Czy wiedzieliście, że w Wenezueli litr paliwa kosztuje 0,07 dolara? Benzyna jest tańsza niż woda. Ciekawe, czy słyszeli tam o eco drivingu?
PS PS Hindusi wykupili Pininfarine.
#update 12.12.2015: a skąd ty bierzesz te fury?
#trylogia #trudneSprawy #furyTestowe
Jak co trzy dni, to co trzy dni. Nie ma wyjścia. Trzeba machnąć apdejt. Dzisiaj będzie pierwszy odcinek trylogii o furach testowych, życiu dziennikarza motoryzacyjnego i wszystkim, co chcielibyście na ten temat wiedzieć. A skąd wiem, co chcielibyście o tym wiedzieć? Z maili i rozmów, w których zawsze – prędzej, czy później – padają trzy pytania. Dzisiaj rozprawię się z pierwszym, które w ogólnym ujęciu brzmi: a skąd ty bierzesz te wszystkie fury?
Czasami odpowiadam, że kupuje mi je tata i kończę temat. Dzisiaj powiem Wam, jak to wygląda faktycznie (o ile jeszcze nie wiecie).
Na polskim rynku funkcjonują dealerzy i importerzy konkretnych marek samochodowych. Dealerzy też od czasu do czasu mogą użyczyć samochód do testu, ale umówmy się, taki test to nie test, tylko obciach. Samochody, których testy widzicie na portalach i w gazetach, to samochody z tzw. parków prasowych polskich importerów. Każda marka ma własnego (importera). W strukturach takiego importera jest dział PR, który zarządza flotą samochodów prasowych – czyli tych przeznaczonych do testów dziennikarskich. Zazwyczaj jest to od kilku do kilkudziesięciu samochodów. Są to zawsze nowe modele (lub z nowym silnikiem) i najczęściej bogato wyposażone.
Dziennikarz dzwoni i umawia się na konkretny termin testu, bądź dział PR dzwoni do dziennikarzy i proponuje test. Test najczęściej trwa tydzień, chociaż niektóre marki użyczają (przynajmniej mniejszym redakcjom) samochodów na 4-5 dni (np. BMW lub Merc). Jeszcze inne marki (np. Porsche – pozdrawiam) mniejszym redakcjom nie użyczają samochodów wcale.
W umówionym terminie dziennikarz pojawia się w siedzibie importera, bądź w miejscu, gdzie wydawane są samochody prasowe i odbiera furę. W tym samym miejscu samochód zwraca. No, chyba, że umówił się na Skodę, wtedy to elegancki jegomość dostarcza samochód pod drzwi (gdzie by one nie były), a po tygodniu go dobiera – premium, nie? Ot, cała filozofia. A, no i wszystkie parki prasowe (poza Subaru, które jest w Krakowie) zlokalizowane są w Warszawie. W teorii proste, o tym, jak kolorowo jest w praktyce i jak umówić się na taką furę pisałem w apdejcie z 3.12.12 (poniżej). Polecam lekturę.
Kiedy wyjaśnię kwestię źródła samochodów, najczęściej pada kolejne pytanie: a jak to jest z paliwem. Ty płacisz? O tym w kolejnym apdejcie już 15 grudnia. #staypremium
#update 9.12.2015: autopromocja
#sperexpress #aferaVW #ja
Sam nie wierzę, że to piszę, ale dzisiaj, będzie o aferze Volkswagena. Wiem, wiem, ale zostańcie ze mną. Zasadniczo sam już przestałem tak pilnie śledzić spalinowe perypetie koncernu VAG. Poprzestaje najczęściej na nagłówkach, ale już z nich można się dowiedzieć, że nie dzieje się za dobrze: „Ekskluzywne marki Volkswagena zagrożone – koncern może sprzedać Bugatti, Ducati, Bentleya i Lamborghini”, „Volkswagen ograniczy liczbę modeli i wersji by zaoszczędzić 1,9 mld euro„ albo „Volkswagen zaciągnął pożyczkę w wysokości 20 mld euro”. Szkoda mi Volkswagena, bo przez to całe zamieszanie my – kierowcy, entuzjaści samochodów stracimy najwięcej, a misie polarne i lasy równikowe nie zyskają nic. Zyskają za to jakieś lewe organizacje, banki, w których VW się zadłuży i pewnie kilka osób, które stoją za rozpętaniem afery (nie zapomnijcie przeczytać, kto tak naprawdę stoi za aferą VW).
Ale czemu ja o tym piszę? Żeby się popromować. Niedawno Superexpress, a właściwie internetowy dział motoryzacji tego wydawnictwa, poprosił mnie o komentarz do całej sprawy w kontekście pokryzysowej skuteczności działań koncernu. Wtrąciłem więc swoje trzy grosze, oczywiście nieco na przekór powszechnemu postrzeganiu sprawy. Jeżeli macie chwilę, to śmiało.
#update 6.12.2015: error, loading…
#spotted #japan #usa
Wybaczcie, ale dzisiaj wypada ten, jeden apdejt w miesiącu, którego nie będzie. Zostawiam Was ze zdjęciem, które nawet bez podpisu skłoni Was do chwili refleksji.
#update 3.12.2015: daj mi furę do testów, bo jak nie to będzie źle
#robota #testy #czarnyPR
Grudzień, a to oznacza, że pora na kolejną edycję dzienników PremiumMoto.pl. Dzisiaj będzie o trudach zawodu dziennikarza motoryzacyjnego z małej redakcji. Powiedzmy, że będzie to redakcja PremiumMoto.pl.
Wiadomo, PremiumMoto.pl powstało po to, żebym mógł brać fury testowe, upalać je pod supermarketem i móc chwalić się nimi na Facebooku i przed dziewczynami. W Polsce jest około stu serwisów, które opierają się na takiej filozofii, a niemal codziennie pojawiają się nowe. Nazwijmy je umownie (i wymownie): dajmifuredotestow.pl. Jedyni odwiedzający takie witryny to spam boty z Kenii, poziom merytoryczny jest płytszy niż Wisła tego lata, ale podkładka pod testy jest i przy odrobinie determinacji i bezczelności udaje się coś wyrwać z parku prasowego (czyli floty samochodów testowych polskiego importera danej marki). Bo powiedzmy sobie szczerze – testy fur od dilerów (to te oklejone) to obciach i dno.
Przy okazji zamieszczę tu pewien mail, który dział PR jednego z importerów otrzymał od dajmifurydotestow.pl. Mail był tak kuriozalny, że ciężko było go zachować jedynie dla siebie i w sumie dobrze oddaje filozofię dajmifuredotestow.pl.
Jak widzicie, popyt na samochody testowe jest duży, a podaż ograniczona. Jeżeli nie stoi za tobą Bauer, Agora, Onet czy inne wielkie medium, musisz cierpliwe czekać na swoją kolej – poczekać aż samochodem pojeżdżą wszystkie większe redakcje (najpierw papier, potem internet) w odpowiednim momencie wykonać telefon i umówić się na test. Zazwyczaj na tydzień, chociaż w przypadku BMW czy Mercedesa termin użyczenia jest krótszy – premium, to premium.
Jeszcze kilka lat temu umawiałem samochody z miesięcznym wyprzedzaniem. Dzwoniłem na początku grudnia i umawiałem test na początek stycznia. Obecnie umawiam testy na początek marca – takie XC90, którego w parku prasowym Volvo jest kilka egzemplarzy, jest już rozpisane na 4 miesiące do przodu. Tydzień w tydzień. Mało tego, po czterech miesiącach zapewne wypada z parku, więc jest duża szansa, że jak nie wykażesz się refleksem, to w ogóle nie załapiesz się na dany model. Tak mam zawsze w przypadku Audi z literkami RS. Zasadniczo nie mam parcia na takie samochody, ale raz na 2-3 lata wypadałoby chwilę nimi pojeździć, aby złapać punkt odniesienia i mieć porównanie. Ale… RS-y (czy obecnie R8) już na wstępie są mocno rozpisane przez PR Audi, a jak próbujesz umówić się na termin – powiedzmy tydzień po wprowadzeniu auta do testów – to dowiadujesz się, że samochód jest już rozpisany do końca swojego stażu w parku prasowym. EOT. No chyba, że jesteś większą redakcją, wtedy to Audi dzwoni do ciebie i proponuje ci termin. Jak jeszcze trochę poklikacie w PremiumMoto.pl, to może też doczekam się takiego telefonu.
Piszę o tym dlatego, że dzisiaj miałem odebrać Lexusa NX200t, którego umawiałem jakieś 3 miesiące temu. Niestety, coś w dziale PR pokręciło się z terminami (tak też się zdarza) i NX-a nie ma. Fotograf w gotowości, ochroniarze na miejscówce do zdjęć przekupieni, modelki czekają, a samochodu nie ma i nie będzie. Podobnie zresztą było w przypadku Volvo XC90, który wrócił po teście z rozbitą szybą w związku z tym mój test został odwołany. Swoją drogą usterka samochodu to częsty wymówka działów PR. Załóżmy, że masz umówiony samochód na środę, test planowany od miesięcy, fajna fura, masz już plany na ciekawy materiał. We wtorek jednak otrzymujesz telefon, że samochód wrócił z przebitą oponą/rozbitą szybą/uszkodzony/łotwver i niestety trzeba przełożyć test. To, czego nie wiesz to to, że dzień wcześniej po twoją furę zadzwonił uznany dziennikarz/VIP i powiedział, że musi ją mieć na już. A takim osobom się nie odmawia. Tak, małe redakcje nie mają łatwo.
Jaki morał z tej przypowiastki płynie dla Was? Jeżeli chcecie fury do testów to nie ma problemu, ale najpierw popracujcie nad tym, aby reprezentować coś więcej, niż dajciefurydotestow.pl. Nie ma skróconych dróg, chyba że macie znajomości.