harley sportglide premiummoto 11

Szczęśliwej drogi już czas | Dzienniki – maj #02

Zapomniałem o tej całej majówce i nie zdążyłem umówić się na żaden samochód testowy. A testować trzeba. No i wypadałoby się gdzieś ruszyć, a że własnego samochodu nie posiadam (no bo kiedy nim jeździć?), to zostałem uziemiony. Na szczęście trochę ogarniam motocykle, dlatego weekend majowy postanowiłem spędzić z Harleyem. Właściwie to na Harleyu.

Majówka na Harleyu? Brzmi nieźle. I taka też była, chociaż moja pierwsza w życiu długa trasa na motocyklu to nie był spacerek. Widzicie, w moim odczuciu kilometry na motocyklu w odniesieniu do kilometrów pokonanych samochodem trzeba przeliczać tak, jak lata psie na lata ludzkie. Generalnie dystans na motocyklu mnożymy razy siedem. Przynajmniej tak to wyliczyłem, bo na Harleyu zrobiłem 1000 km, a byłem tak wypompowany, jakbym zrobił co najmniej 7 tys.

Na Harleyu to mnie jeszcze nie widzieliście

Nie ma co ukrywać, jazda na motocyklu męczy, nawet jeśli mówimy o motocyklu od firmy, która robi wybitne maszyny. Jeżeli przyoszczędziłeś na kasku (a ja tak zrobiłem), a motocykl nie ma owiewki, to powyżej 100 km/h zaczynasz cierpieć. Wystawicie głowę za okno w samochodzie przy tej prędkości i trzymajcie ją tak przez 5 godzin. Zrozumiecie, skąd mój przelicznik.

Tak czy inaczej, test Harleya ponownie był bardziej przygodą niż testem. Z happy endem, bo nie wyrżnąłem, chociaż również z gwałtownymi zwrotami akcji w postaci ulewy, która zatrzymała mnie w Gdańsku o jeden dzień dłużej niż planowałem. Wystarczyło nieroztropnie wjechać pod niewłaściwą chmurkę i po 5 min czułem, jak woda wylewa mi się z butów. Podobno na motocyklu szybko się wysycha, ale bez przesady. Poza tym oprócz badziewnego kasku miałem na sobie równie badziewne ubrania, które na pewno nie chroniły od deszczu.

Wracając do przygody. Do testów dostałem nowy model Harleya. Nazywa się SportGlide i na stronie piszą, że to motocykl turystyczny. A skoro tak, to trzeba jechać w trasę. Gdzie? Akurat miałem zaproszenie z hotelu w Gdańsku. Nie chciałem podróżować nad morze ani autostradą ani drogą S7. Skomponowałem więc autorską, krajoznawczą drogę z Warszawy do Gdańska. Wiodła właściwie w linii prostej. Czas przejazdu z 4 h autostradą skoczył do 5 h, ale hej, podróż jest tu celem samym w sobie, więc godzina/dwie więcej to żaden problem.

Ponownie przekonałem się, że Polskie drogi mają sporo do zaoferowania. Gdybym mógł, to cykałbym dla Was zdjęcia co 10 km, bo widokowo naprawdę było super. W dodatku zarówno 1. maja jak i 4. maja (kiedy wracałem) ruch był znikomy. Większą część trasy byłem praktycznie sam na drodze. A najlepsze jest to, że nawet najbardziej podrzędne drogi w większości miały całkiem znośną nawierzchnię. Naprawdę można było delektować się „procesem”. Piękna sprawa. Przygoda. Do tego fenomenalna rozpiętość smrodu nawozu z pól. Jeżeli nie jeździliście motocyklem, albo kabrioletem, to nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak różnie potrafi śmierdzieć nawóz.

Ten wpis nie jest po to, żebym chwalił Wam się kolejnymi wyczynami na motocyklu. Piszę to po to, żeby zainspirować Was do podobnych podróży i zjechania z oklepanych dróg, jeżeli znajdziecie chwilę czasu. Dlatego poniżej załączam mapki i linki do mojej drogi Warszawa-Gdańsk i Gdańsk-Warszawa. Jest sporo „customowych” punktów pośrednich, ale Google prowadzi idealnie. Nie da się pobłądzić. Trasa do Gdańska jest inna niż ta powrotna. Polecam przystanek w Iławie w hotelu Tiffi. Mają naprawdę wyjątkową pizzę, chociaż droższą niż najdroższe placki w Warszawie. Ale co tam, raz na 7 tys. km można sobie pozwolić.  

Trasa Gdańsk-Warszawa PremiumMoto style

Trasa Warszawa-Gdańsk PremiumMoto style

A więcej o samym motocyklu już niebawem przy okazji pełnego test.

PremiumMotto na dziś: motocykle też są premium

harley sportglide premiummoto 21
Harley-Davidson SportGlide – szczęśliwej drogi już czas

 

Dzienniki PremiumMoto.pl to krótkie, cykliczne wpisy, w których na bieżąco opowiadam Wam o tym, co dzieje się na blogu, kiedy myślicie, że na blogu nie dzieje się nic. Bo dzieje się dużo i chcę, abyście uczestniczyli w tych wydarzeniach. Dzienniki to takie Instastory tylko w oldschoolowym, klasycznym wydaniu. Nowy wpis przynajmniej raz w tygodniu. A po najbardziej aktualny przegląd wydarzeń zapraszam na tradycyjne Instastory.

Hej! A widziałeś już znany i lubiany Instagram PremiumMoto? >>
close-image